Niejeden katolik „strajkuje” przeciw Bogu, ks. Artur Noworyta

 

Drodzy parafianie! Są ludzie rozmiłowani w zbieraniu różnych rzeczy, również w zbieraniu książek, których nigdy nie czytają. Nie wiedzą nawet, jakie bogactwa myśli kryją one w sobie.

Kiedyś pewien pastor protestancki, odwiedzając swych parafian, znalazł u jednego z nich wielki zbiór różnych wydań Biblii. Były tam wydania stare i nowe, duże i miniaturowe, drukowane i pisane ręcznie. – Pan musi mieć wielką radość, czytając je? zagadnął duchowny. – Ja ich nie czytam wcale, ja mam przyjemność w zbieraniu i posiadaniu ich – odpowiedział rozmówca.

Dobrymi kolekcjonerami byli Żydzi za czasów Chrystusa. Począwszy od Mojżesza, nosili „przepaskę na czole i znak na ręku”. Te symboliczne znaki często stawały się czysto zewnętrznym dodatkiem. Ale im kto więcej miał filakterii (skórzanych pasków), tym bardziej się chlubił i uważany był za lepszego od innych.

Pośród katolików też nie brak było kolekcjonerów specjalnych nowenn, „niezawodnych” modlitw i różnych praktyk, niejednokrotnie zabobonnych. Spotyka się ich i dziś. Na tym wszystkim budują swą wiarę, religię i stosunek do Boga. Wszystko inne, najbardziej istotne, nie ma dla nich większego znaczenia. Spowszedniało im. Można mieć w domu bogato ilustrowane Pismo Święte i nie czytać. Można zakupić piękne albumy o Janie Pawle II i zatrzymać się tylko na obrazkach. Można posiadać różne pozycje na półce dotyczące nauczania Ojca św. i nie rozważać, tłumacząc się brakiem czasu i obowiązkami. Można spowszednieć i nie pamiętać o spowiedzi i komunii wielkanocnej. Łatwo Mszę św. niedzielną zastąpić wówczas przyjemnym wyjazdem czy zakupami. Powoli sacrum staje się obce i nieznane, a czynności liturgiczne przy ołtarzu wydają się dość dziwne.

Spowszedniało nam już chyba wszystko. I życie, i wiara, i Bóg, i Kościół. I ludzie. Można modlić się, nawet codziennie, i Boga nie słyszeć.

Pewien ksiądz katolicki spotyka po dłuższym czasie mężczyznę, który wcześniej niemal codziennie bywał na Mszy św. Zdziwiony, zapytał, dlaczego go teraz nie widzi w kościele. – Proszę księdza, ja już nie jestem katolikiem. Dlaczego? Zachorowałem, leżałem sam. Nikt mnie nie odwiedził, nikt nie zapytał, czy mi czego potrzeba. Nikt ze znajomych, sąsiadów. Czy ksiądz wie, kto mnie pierwszy odwiedził i zainteresował się mną wtedy? Świadkowie Jehowy! Oni mi pokazali czynem, w co wierzą – padła odpowiedź

Szabat, o którym wspomina Księga Powtórzonego Prawa, był dla Izraela znakiem wolności i trwania w przymierzu z Bogiem. Dla nas, chrześcijan, znakiem jest zmartwychwstały Chrystus. Niedziela, dzień zmartwychwstania, weszła w miejsce szabatu. Uważamy ją za dzień święty nie dlatego, że w tym dniu nie pracujemy. Sensem odpoczynku od pracy jest uroczystość liturgiczna: spotkanie się z Chrystusem podczas Mszy św. Spotykamy Go w słowie i sakramencie, ale również w zgromadzeniu eucharystycznym, w naszych bliźnich, którzy może właśnie w niedzielę potrzebują naszej pomocy.

W życiu chrześcijańskim ważne są czyny. Chrystus nie zawiódł nikogo, ale zawiedli i zawodzą chrześcijanie. Wiele osób załamuje się często z powodu nieszczęścia, niepowodzenia, choroby. Dlaczego niejeden katolik „strajkuje” przeciw Bogu, Kościołowi, odrzuca wiarę i postępuje wbrew Ewangelii? Bo brakuje solidnego fundamentu religijnego. Mam służyć Bogu, a nie posługiwać się Bogiem i do czczych rzeczy wykorzystywać, wymawiając święte imię.

Wybitny pedagog Foerster opowiada, że spotkał pewnego bogatego człowieka, który objechał cały świat, wiele widział i przeżył. Zapytał go więc, kiedy w swoim życiu czuł się najszczęśliwszy?

Kiedy w Monachium chorowałem na tyfus i leżałem w szpitalu. Czułem się nieszczęśliwy. Pielęgnowała mnie siostra miłosierdzia, a jej łagodności anielskiej i cierpliwości bez granic nie zapomnę nigdy w życiu. Byłem dla niej obcy. Dzień i noc pełniła służbę, a przez całe osiem tygodni widziałem na jej twarzy tylko niezmiennie promieniującą dobroć. Tak, wtedy byłem w niebie.

Bracia i siostry! „Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy”. Tak zaczyna się dzisiejsza Ewangelia. Przypomina, że można iść ścieżką wśród zbóż i zrywać kłosy. Każdy z nas na pewno szedł taką ścieżką i wydłubywał ziarna. Ileż Bóg stworzył kłosów, tak rozmaitych, żeby nas karmić. I to za darmo.

Za nami Dzień Matki i Dzień Dziecka. Podziękujmy za serce każdej matki wypełnione miłością Boga i bliźniego i prośmy, aby dzieci zawsze były chciane i oczekiwane. Uczmy się świętości życia od świętych. Święty Franciszek Salezy mówił: „Niekiedy nazbyt się upieramy, żeby stać się dobrymi aniołami, a zaniedbujemy bycie dobrymi mężczyznami i dobrymi kobietami”. Bóg jest dobry i my mamy być dobrzy i miłosierni. To jest sprawdzian naszego chrześcijaństwa i przynależności do Chrystusa.

Więcej:
Materiały Homiletyczne 315/2018 rok B maj-czerwiec (​+​ ​p​ł​y​t​a​ ​C​D​)
Materiały Homiletyczne 315/2018 maj-czerwiec