Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów (Mt 25, 32).

1. Biblia

Sąd jest często opisywany w kategoriach usunięcia sprzed Bożego oblicza. Bóg jest święty i jako taki nie może tolerować grzechu w miejscu swojego przebywania. Ponieważ cały ogród Eden pełnił funkcję Bożego przybytku na ziemi, Adam i Ewa musieli go opuścić po popełnieniu grzechu (Rdz 3, 23-24). Gdy przybytek i świątynia zaczęły być symbolem zamieszkiwania Boga wśród grzesznego ludu, wprowadzono przepisy mające zapewnić świętość miejscu Bożego przebywania. Kapłanów ustanowiono po to, by umożliwić ludziom przystępowanie do Boga, ale również po to, by strzegli czystości miejsca, w którym przebywa Bóg (Kpł 1-10). To, co nieczyste, musiało zostać usunięte poza obręb obozu (Kpł 13-14). Gdy Izraelici nie zważali na ostrzeżenia proroków, którzy piętnowali ich religijną arogancję, zostali wypędzeni z Ziemi Obiecanej, w której Bóg miał zamieszkać wspólnie z ludem przymierza (Jr 7, 15).

W okresie Nowego Testamentu formą wykonania wyroku takiego sądu było tymczasowe wykluczenie grzesznika ze wspólnoty wierzących (1 Kor 5, 1-5). Występuje tu jednak element łaski, ponieważ celem kary jest doprowadzenie do pokuty i poprawy winowajcy. Ta łaskawa oferta drugiej szansy nie powinna być traktowana lekkomyślnie, bo zbliża się dzień, w którym nie będzie więcej takiej okazji.

Aż do nadejścia czasu tego sądu Bóg zachowuje dystans wobec ludzi, którzy nie chcą uwierzyć (Iz 13, 5; 26, 21; 30, 27-33; 64, 1; Mi 1, 3). Gdy jednak przybędzie, grzesznicy będą usiłowali się ukryć (Iz 2, 19-21; 26, 20; Oz 10, 8; Ap 6, 15-17). Zachowanie to będzie przeciwieństwem postawy sprawiedliwych, którzy z niecierpliwością oczekują dnia sądu Bożego i starają się przyspieszyć jego nadejście swymi modlitwami (Ap 22, 20).

Rezultatem sądu będzie ujawnienie podziału, jaki już istnieje. W wyniku sądu powstaną dwie grupy, potwierdzając dwutorowy charakter ludzkich dziejów. Częściowe oddzielenie, będące rezultatem cząstkowych sądów, jest ostrzeżeniem dla ludzi odmawiających pokuty. W narracji o potopie Bóg oddzielił ludzi sprawiedliwych, Noego i jego rodzinę, zanim nadszedł czas sądu (Rdz 6-7). Oddzielenie nastąpiło również przed dotknięciem Egiptu dziesięcioma plagami, zanim Bóg posłał plagę komarów (Wj 8, 22-23). Oddzielenie to osiągnęło punkt kulminacyjny wraz z nadejściem dziesiątej plagi, kiedy ludzie posłusznie wykonujący polecenia Mojżesza zostali uchronieni przed utratą pierworodnych potomków (Wj 11-12). Sąd jako oddzielenie pojawia się również w obrazach żniw, które jeszcze wyraźniej podkreślają ostateczny i całkowity charakter oddzielenia (Jl 4, 12-13; Ap 14, 14-20).

Oddzielenie ludzi zbawionych od potępionych niejednokrotnie nastąpi w sposób niespodziewany. Pismo Święte przestrzega: wiele osób będzie zaskoczonych, gdy odmówi się im uczestnictwa w Bożej chwale. Ich arogancja stanie się przyczyną zdumienia i niedowierzania, gdy Pan odprawi ich, mówiąc: „Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” (Mt 7, 23).

W Księdze Apokalipsy opisano dwa zbiory: zboża i winogron (Ap 14, 14-20). W obydwu przypadkach lud Bożego przymierza jest na wieki oddzielony od swoich nieprzyjaciół. Obydwie grupy już nigdy się nie połączą, bo rozdziela je nieprzebyta przepaść (Łk 16, 26). Chociaż może się to wydać paradoksalne, każda z grup otrzyma to, czego pragnęła. Grzesznicy zostaną na stałe oddzieleni od Boga (Ap 21, 27; 22, 15), sprawiedliwi zaś będą przebywali w Jego obecności na wieki (Ap 21, 3-4; 22, 14). Zostało to trafnie oddane przez C. S. Lewisa w Wielkim rozwodzie. W czasie sądu ostatecznego Bóg mówi do odmawiających nawrócenia grzeszników: „Stanie się, jak chcecie”. Żyjący w XVII wieku Jeremy Taylor powiedział, że Bóg uczyni straszne rzeczy ludziom, którzy nie chcieli być szczęśliwi.

Przesłanie o sądzie zachęca wierzących do prowadzenia sprawiedliwego życia. Przygotowanie się do nadchodzącego sądu nie jest jedynie zdobywaniem wiedzy, lecz także odpowiedzeniem na łaskę Bożą (L. Ryken, J.C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 892–897).

2. Sztuka

Hans Memling (ok. 1435–1494) był najlepszym uczniem Rogiera van der Weydena. Urodził się w okolicach Frankfurtu. W 1464 roku Memling przeniósł się do Brugii, gdzie założył dobrze prosperujący warsztat.

Kaplicę klasztorną w Fiesole, tuż koło Florencji, zbudowano z pieniędzy Medicich, a Piero de’Medici zarezerwował prawo patronatu nad wszystkimi kaplicami bocznymi dla rodzin kierujących różnymi filiami jego banku. Angelo Tani otrzymał kaplicę dedykowaną św. Michałowi Archaniołowi i będąc w Brugii, zlecił Memlingowi namalowanie tryptyku Sąd Ostateczny. Tryptyk przypomina dzieło Rogiera van der Weydena namalowane do Hótel-Dieu w Beaune, z tą różnicą, że Memling sięgnął do dawniejszej tradycji przedstawiania Św. Michała z wagą do ważenia dusz. Kiedy prorok Daniel interpretował napis, jaki ukazał się na ścianie w czasie uczty u Baltazara, tak to sformułował: „zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki” (Dn 5, 27).

W górnej sferze środkowej części tryptyku Memlinga wyobrażony jest tronujący na tęczy Chrystus. Wielką mandorlę tuż przy głowie Chrystusa przebija miecz i gałązka lilii. Jego postać po obu bokach otaczają apostołowie, Maria i św. Jan Chrzciciel orędujący za ludźmi. Pod stopami Chrystusa aniołowie w locie dmą w trąby, obwieszczając nadejście Sądu Ostatecznego. Jeszcze niżej, na ogromnej zielonej łące rozciągającej się aż po jasny horyzont, stoi Michał Archanioł. Jego piętnastowieczna zbroja pobłyskuje w świetle i odbija każdy najmniejszy detal panoramicznie ujętej sceny.

Ten najpotężniejszy z archaniołów, oficer Chrystusa, walczy z szatanem o każdą ludzką duszę. Waga, którą trzyma w ręku, przechyla się na korzyść klęczącego na szali modlącego się prawego człowieka. Jak każdy, jest nagi w śmierci, tak jak w chwili narodzin. Ta część obrazu zapowiada pokój, zbawieni cierpliwie czekają na św. Piotra, który kryształowymi schodami poprowadzi ich do nieba. Michał Archanioł wskazuje berłem na potępionego, który skręca się ze strachu. Wokół niego ludzie, myśląc o swoim losie, trzęsą się z przerażenia i drżą, wydrwiwani przez demony. Skazani są na ogień piekielny, oddzieleni od drogi prawdy i życia, które odrzucili na ziemi. Opisy piekła i czyśćca Dantego w Boskiej komedii przez dwa wieki karmiły wyobraźnię malarzy.

Los zawiódł Sąd Ostateczny Memlinga do Polski. Galeon, na którym transportowano tryptyk do Florencji, został przechwycony w 1473 roku w wojnie morskiej przy brzegach Anglii przez Paula Benecke, kapitana walczącego z ramienia Ligi Hanzeatyckiej przeciwko Anglikom. Zawiózł obraz do Gdańska i ofiarował kościołowi Panny Marii, gdzie mimo różnych zawirowań historii pozostał do momentu, gdy Muzeum Narodowe przejęło go do swych zbiorów po II wojnie światowej (H. de Borchgrave, Chrześcijaństwo w sztuce, Warszawa 2002, s. 79–80).

3. Życie

Położna w Birkenau.

Patrzyła na swoją opatuloną córeczkę z miłością. Jej dziecko – od wczoraj na świecie – nadal żyje, ma nawet trochę ciałka. (...) Najlepiej nic nie robić, oddychać jak najciszej. Byleby nikt nie zauważył, nie usłyszał. I żeby wydatek energetyczny nie był za duży.

Jadwiga kątem oka widziała Mamę, jak krząta się przy kolejnej położnicy. Dziewczyna, na oko dwudziestoparoletnia, właśnie urodziła. Trzymała już w rękach dziecko, a Mama z pomocą innej młodej dziewczyny wyciągała łożysko. Skrupulatnie je oglądała, centymetr po centymetrze, czy aby wyszło całe.

Dlaczego Mama była Mamą? Jadwiga sama nie wiedziała. Wszystkie na sztubie tak na nią mówiły i tak się już utarło. Kobieta w średnim wieku, ale jeszcze niestara, drobna, na głowie miała zawiniętą chustkę związaną z tyłu, w spracowanych dłoniach trzymała coś, co wyglądało jak różaniec. Zawsze go nosiła przy sobie. Nigdy nie okazywała zmęczenia, a jeśli już, drzemała czasem koło pieca na prowizorycznym zydlu. Dla wszystkich była miła. A to nie takie znów typowe w tym miejscu.

Obok Jadwigi leżały stłoczone inne kobiety, wszystkie chude i blade. Sienniki z pokrzywy nie chroniły przed twardością desek – nawet przekręcenie na koi mogło wywoływać siniaki. (...) Młode kobiety, na ogół położnice, miały rozchylone pasiaki i wysuszonymi piersiami próbowały wykarmić nowo narodzone dzieci. W większości nadaremno. Tylko niektóre miały pokarm. (...). Ile ich tam było na sztubie? Kilkadziesiąt? Kilkaset? Jadwidze trudno było zliczyć. Panował tłok. Mama miała pełne ręce roboty.

Nagle drzwi baraku się otworzyły. Zobaczyły kilku Lagerarztów. Mama odwróciła się do lekarzy, nie przerywając pracy. Powiedziała coś tylko cicho do rodzącej. Ta opuściła nogi i leżała bezładnie na piecu. – Wie gehts Mutti? Viel Arbeit? (Co słychać, Mamo? Dużo pracy?) – Mengele skierował oczy na Mamę. Ja – odpowiedziała tylko.

Słuchaj, szykujemy transport do Nakła. Potrzebujemy kilkoro niebieskookich i blondwłosych dzieci. Urodziły się ostatnio jakieś? – Mengele mówił beznamiętnie, jakby chodziło o transport kurczaków.

Jadwiga zamarła. Przed oczami ukazała jej się czarna ściana, przez ciało przeszedł fizyczny ból, jakby paraliż. Na chwilę straciła oddech. Znała niemiecki i doskonale rozumiała, co mówi Mengele.

Spojrzała na Mutti. Ta, nadal spokojnie, przeleciała wzrokiem po pryczach. Nie drgnął jej ani jeden mięsień twarzy.

Nie, żadnego dziecka tego typu nie mam. Wszystkie ciemnookie – odpowiedziała po chwili, jednocześnie podając świeżo upieczonej matce nędzny kawałek ligniny, żeby ta mogła owinąć synka.

A ten? – Mengele wskazał noworodka.

Oczy dziewczyny na piecu zrobiły się ogromne jak spodki.

Ten też się nie nadaje. Włosy czarne – odpowiadała Mama spokojnie i cierpliwie.

Mengele nie dawał za wygraną.

Mutti, na pewno ktoś jest. A wczoraj, przedwczoraj, żadne takie się nie urodziło?

Mama jeszcze raz popatrzyła po pryczach. Jadwidze serce biło jak oszalałe, szybciej niż córce. Ręce miała mokre od potu.

Nein, Herr Mengele. Nikogo. Powiedziałabym, gdyby było inaczej.

Mengele jeszcze raz omiótł wzrokiem prycze, na których dziesiątki wystraszonych kobiet robiły wszystko, żeby tylko nie zwrócić na siebie uwagi.

Mam sprawdzać? – Zaśmiał się pod nosem, jakby opowiedział wyborny żart.

Proszę sprawdzić. – Mama stała przy młodej kobiecie, trzymając jej rękę na ramieniu.

W drugiej miała tępe nożyczki, którymi przed chwilą odcinała siny i twardy sznur pępowiny.

Mengele patrzył na nią przez chwilę.

No trudno. Skoro nie ma, to nie ma. Panowie! Wychodzimy!

Drzwi się za nimi zamknęły i w baraku znowu zrobiło się ciemno.

Nie bójcie się, dziewczęta. Przytulcie swoje dzieci i zmówcie za nie modlitwę.

Jadwiga odchyliła rąbek becika. Córeczka zasnęła.

Jeszcze tego wieczoru jedna ze współwięźniarek powiedziała jej, że położna, która przyjęła jej córkę na świat, nazywa się Stanisława Leszczyńska, ale nikt nie używa jej imienia. Dla nich jest po prostu Mamą” (M. Stachurska, Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej, Warszawa 2020, s. 175–179).