Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą (Mt 16, 18).

1. Biblia

Jezus obiecuje Piotrowi, że powierzy mu klucze królestwa niebieskiego. Wzmianka o kluczach w powiązaniu z królestwem osadzona jest, ponownie, w Dawidowych tradycjach Starego Testamentu. Przez większość okresu królewskiego klucze posiadał główny zarządca królestwa Dawida; był on wyższym urzędnikiem, który piastował najwyższe rządowe stanowisko w Izraelu za czasów królów. Możemy patrzeć w ten sposób na Piotra, albowiem stwierdzenie: cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie, stanowi aluzję do Iz 22, 22. Tam prorok ogłasza, że „klucz domu Dawidowego” przejdzie z rąk jednego królewskiego zarządcy, Szebny, do rąk jego następcy, Eliakima. O Eliakimie powiedziane zostało: „gdy on otworzy, nikt nie zamknie, gdy on zamknie, nikt nie otworzy”. Również Piotr zostanie ustanowiony głównym zarządcą królestwa, lecz nie będzie on piastował rządowego stanowiska podlegającego ziemskiej głowie państwa. Zamiast tego jest on wybrany na „premiera” powszechnego Kościoła, podlegającego Mesjaszowi Dawidowemu.

W Ewangeliach pojawiają się dwa ważne odnośniki na temat kluczy, które nawiązują do ich obrazu ze Starego Testamentu. Uczeni w Prawie zostali oskarżeni o to, że nie wypełniają należycie swoich obowiązków, z którymi powinno się wiązać zaufanie i odpowiedzialność. Jezus oskarżył ich, że wzięli „klucze poznania”, lecz nie tylko nie weszli sami, ale także uniemożliwili to innym (Łk 11, 52). Klucze dawały możliwość sprawowania kontroli. Uczeni w Piśmie, jako słudzy prawdy, powinni byli wykorzystać swój urząd do pogłębiania poznania i dzielenia się nim z innymi. Ponieważ nie wypełnili należycie swoich obowiązków, Jezus dał do zrozumienia, że klucze zostały im odebrane.

Badania nad starożytnymi źródłami ujawniły co najmniej trzy odcienie znaczenia idiomatycznych wyrażeń „wiązania i rozwiązywania”. Niekiedy oznaczają władzę nauczania. Na przykład o rabinach mówiono, że wiążą i rozwiązują wówczas, gdy wydawali autorytatywne sądy na temat tego, jakie zachowanie było zgodne z Prawem, a jakie nie, oraz co było doktryną akceptowalną, co zaś nie. Wyrażenie to może się również odnosić do władzy sądowniczej. Rozumie się przez to moc zezwalania danej osobie na przynależność do wspólnoty wiernych lub zabraniania jej tego, w czym mieści się władza ekskomunikowania oraz władza przywracania do członkostwa. Wreszcie, wiązanie i rozwiązywanie jest niekiedy kojarzone z duchową władzą wybaczania lub zatrzymywania grzechów. W greckim tłumaczeniu Biblii jest kilka miejsc, gdzie czasownik oznaczający „rozwiązywać” (lyein) oznacza „wybaczać” (np. Hi 42, 9 LXX; Syr 28, 2; Ap 1, 5). Wszystko to w szczególny sposób odnosi się do apostołów Chrystusa, którym powierzono zadanie nauczania Ewangelii, zarządzania dyscypliną Kościoła oraz odpuszczania lub zatrzymywania grzechów w imię Jezusa (J 20, 23) (C. Mitch, E. Sri, Ewangelia według św. Mateusza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2019, s. 220–223; L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 302).

2. Sztuka

Pietro Perugino (ca. 1446/1452–1523) mimo swego przydomku nie urodził się w samej Perugii, lecz w Castello delia Pieve, małej miejscowości w pobliżu Perugii. Wbrew temu, co napisał o nim Vasari, że chłopak był biedny jak mysz kościelna i jako uczeń sypiał w skrzyni, bo go nie było stać nawet na łóżko w warsztacie, jego ojciec, Cristoforo Vanucci, był człowiekiem bardzo zamożnym. Początkowo uczył się w Perugii, następnie trafił do Arezzo i uważa się, że został uczniem Piera delia Francesco, a potem zawędrował do Florencji i uczył się pod okiem Verrocchia i trochę starszego kolegi, Botticellego, kierującego tymże warsztatem. Kiedy zdobył pewien rozgłos we Florencji, Lorenzo Medici wysłał go w 1480 roku do Rzymu, aby wraz z kilkoma innymi wybitnymi artystami udekorował freskami boczne ściany Kaplicy Sykstyńskiej. I tam właśnie namalował coś, co przyniosło mu wielką sławę i od czego podobno zaczęła się jego prawdziwa kariera: stworzył obraz – rzec można – wzorzec renesansowy. Jest to zachowane do dziś malowidło Wręczenie kluczy św. Piotrowi. Zachwyt wywołała przede wszystkim perfekcyjna konstrukcja przestrzenna, budowa obrazu.

Na pierwszym planie obrazu, od krawędzi do krawędzi, widzimy liczną grupę uczniów Jezusa. Dokładnie pośrodku tej grupy Jezus wręcza klucze klęczącemu Piotrowi. Te dwie główne postacie znajdują się na osi zgrabnego budynku pod złocistą kopułą, który właśnie niedawno wystawił papież – to szpital Santo Spirito. Ten budynek stoi do dziś. Po bokach szpitala malarz dostawił symetrycznie dwa Łuki Triumfalne, których tu nigdy nie było. Po prostu zaprojektował własną urbanistykę. Między apostołami a budowlami rozciąga się obszerny plac, na którym gromada chłopców bawi się w coś, co przypomina trochę berka. W głębi obrazu przyciągają nasz wzrok łagodne pagórki porośnięte drzewkami. Wszędzie uderza niezwykły porządek, wprost sterylna czystość, symetria, ład, wielka przestrzeń, jakieś idealne miasto, a na tym tle ludzie w swobodnych, bardzo zróżnicowanych pozach i w pięknych kolorystycznie szatach. Wszystko to bardzo się spodobało i znalazło uznanie w oczach współczesnych (B. Fabiani, Gawędy o sztuce. XIII–XV wiek, Warszawa 2010, s. 207–209).

3. Życie

Katarzyna Borowska w swojej książce pt. Wiara skazanych. Rozmowy z Bogiem w więzieniu opisuje historię Andrzeja. Jako nastolatek miał wypadek samochodowy. Przez dwa lata leżał w szpitalu. Od podstaw musiał się uczyć chodzić i mówić. Częściowo amputowano mu palce obu rąk. Narzeczona odeszła. Andrzejowi świat się zawalił. Pokłócił się z Bogiem. Ogarnęła go ogromna nienawiść i złość. Do wszystkich. Do Boga, do ludzi, a nawet do samego siebie. Po wyjściu ze szpitala ukojenie znalazł w butelce. Wdawał się w bójki, których efektem były kolejne wyroki. Trafił na wiele lat do więzienia. Tam przychodzili ludzie z bractwa Samarytania, aby spotykać się i wspierać osadzonych. Andrzej poszedł na spotkanie, ale po to, żeby wszystko kwestionować. Jeden z ludzi bractwa o imieniu Tadeusz, znając jego bojowe nastawienie, dał mu książkę pt. Rozszerzony katechizm wiary chrześcijańskiej, aby mógł sobie przygotować lepsze argumenty wobec religii. Powiedział: Masz, Andrzejku, żebyś się lepiej przygotował.

Tadeusz zaraził go jednak nie argumentami, ale pogodą ducha, tak że Andrzej czekał na kolejne spotkania już bez bojowego nastawienia. Jak sam wspomina: Zacząłem traktować bractwo jako prostownik, który ładuje pozytywną energią. Potem Ania dała mi malusieńką książeczkę Koronka do Miłosierdzia Bożego. Przy zgaszonym świetle sobie codziennie tę modlitwę przeczytałem. Raz, drugi, trzeci, tak codziennie. I stał się cud, no... dla mnie. Ja do dnia dzisiejszego nie potrafię tego nazwać inaczej. (...) Ja nie śmiałem o nic prosić, bo prosić może ktoś, znaczy mi się tak wydaje, ktoś nieskazitelny. Jak ma prosić ktoś, kto przez całe dorosłe życie pluł na Boga? Na ludzi, na wszystkich... Oddałem się w Jego ręce, dostałem miłość kobiety. Od tamtej pory, od chwili odmawiania koronki w więzieniu, poczułem się wolnym człowiekiem. Wtedy zrozumiałem, że to nie krata czyni niewolnika, tylko serce, myśli (K. Borowska, Wiara skazanych. Rozmowy z Bogiem w więzieniu, Warszawa 2022, s. 13–21).