Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym (Ps 118, 22).

 

1. Komentarz naukowy

Chrześcijanin doświadcza szczególnego wzruszenia, kiedy w jedności z modlącym się Izraelem śpiewa Psalm 118. Znajduje bowiem w tym hymnie o wybitnie liturgicznym charakterze dwa zdania, które powracają w Nowym Testamencie, nabierając nowego wydźwięku. Pierwsze z nich to wiersz 22: Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. Zdanie to podejmuje Jezus po opowiedzeniu przypowieści o przewrotnych rolnikach, odnosząc je do swojej misji śmierci i chwały (por. Mt 21, 42). To samo zdanie przywołuje Piotr w Dziejach Apostolskich: On [Jezus] jest kamieniem odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła (Dz 4, 11-12).

Ten wspaniały hymn biblijny umieszczony jest w niewielkim zbiorze Psalmów, od 113 do 118, zwanym paschalnym Hallel, to znaczy psalmodyczną pieśnią pochwalną charakterystyczną dla żydowskich obchodów Paschy, a także głównych uroczystości roku liturgicznego. Za nić przewodnią Psalmu 118 możemy przyjąć rytuał procesji, której towarzyszą śpiewy solisty i chóru, mającej za tło święte miasto i jego świątynię. Tekst rozpoczyna i kończy piękna antyfona: Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo łaska Jego trwa na wieki.

Procesja przechodzi prawdopodobnie ulicami Jerozolimy, ponieważ mowa jest o namiotach sprawiedliwych (por. w. 15). W każdym bądź razie wznosi się hymn dziękczynienia (por. ww. 5–18), którego przesłanie jest istotne: również w utrapieniu należy zachować głęboką ufność, ponieważ potężna prawica Pańska prowadzi wiernego do zwycięstwa nad złem i do zbawienia. Natchniony poeta posługuje się mocnymi i żywymi obrazami: okrutni wrogowie porównani są z rojem pszczół lub płomieniami, które posuwając się, zamieniają wszystko w popiół (por. w. 12). Jednak reakcja sprawiedliwego, wspieranego przez Boga, jest gwałtowna. Trzykroć powtarza: w imię Pana je pokonałem, a czasownik hebrajski wyraża niszczycielską interwencję w obliczu zła (por. ww. 10. 11. 12). Źródłem tej siły jest potężna prawica Boga, czyli Jego skuteczne działanie, a nie słaba i niepewna ręka człowieka. Dlatego radość ze zwycięstwa nad złem prowadzi do bardzo sugestywnego wyznania wiary: Pan moją mocą i pieśnią, On stał się moim Zbawcą. Wydaje się, że procesja dotarła do świątyni, do bram sprawiedliwości (w. 19). Tu zostaje zaintonowana druga pieśń dziękczynna, rozpoczynająca się od dialogu między zgromadzeniem i kapłanami, w którym jest prośba o dopuszczenie do kultu. Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości, wejdę przez nie i podziękuję Panu.

Otwierającą się przed naszymi oczyma ostatnią scenę stanowi radosny obrzęd świętych tańców, którym towarzyszy weselny zwyczaj powiewania gałązkami. Liturgia jest radością, świątecznym spotkaniem, wyrazem chwały oddawanej Panu całym życiem. Obrzęd z gałązkami stanowi aluzję do żydowskiego Święta Namiotów, upamiętniającego wędrówkę Izraela przez pustynię – uroczystości, podczas której urządzano procesję z gałązkami palmowymi, wierzbowymi i mirtu. Ten sam obrządek, przypomniany przez Psalm, chrześcijaninowi kojarzy się z wejściem Jezusa do Jerozolimy. Psalm 118 zachęca chrześcijan, by uznali w wydarzeniu paschalnym Jezusa dzień, który Pan uczynił (Jan Paweł II, Pieśń radości i zwycięstwa. Psalm 118. [Audiencja generalna, 5 grudnia 2001] [w:] Jan Paweł II, Benedykt XVI rozważają Psalmy, Izabelin-Warszawa 2006, s. 347–349).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Jeżeli życie eucharystyczne w nas działa i jest odczuwalne jako siła i spokój wewnętrzny, jako radość, miłość i gotowość do niesienia pomocy, jeżeli Eucharystia jest wyraźnie punktem centralnym naszego życia i źródłem całego jego oddziaływania na innych, to musi ono wykształcić siłę pociągającą bliźnich” (Edyta Stein, Wychowanie eucharystyczne. Wykład wygłoszony 14.07.1930 r. w Domu Świętej Marty w Spirze w ramach Diecezjalnego Kongresu Eucharystycznego z okazji jubileuszu 900-lecia katedry [w:] Edyta Stein, Rozważania o Eucharystii, s. 11–12).

3. Z życia wzięte

„Seminarium w Paradyżu, w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, mieści się w pięknym pocysterskim klasztorze. Ogrom kompleksu jest raczej ciężarem dla diecezji, bo dbać i ogrzewać trzeba. A ja spałam w celi opata, czyli dwupokojowym mieszkaniu o powierzchni pewnie całego naszego domu. Rozrzutni byli dawniej ludziska. Cóż, z biegiem wieków, jak to w historii wielu zakonów bywało, rozrastała się potęga gospodarcza, ale także kulturalna i naukowa, dzięki pracowitości i wyrzeczeniom mniszych pokoleń. I od pierwotnych idei św. Bernarda z Clairvaux owe pokolenia oddalały się coraz bardziej. Jednak to mnisi wnosili postęp, uczyli uprawy ziemi, zakładali szkoły, przepisywali księgi. Przekazywali dalej owoce swoich poszukiwań Boga. Zakon ma na koncie ośmiuset pięćdziesięciu świętych! Czasy się zmieniły, historia, czyli władze pruskie, mnichów z ich siedziby wygnała, a budynki obecnie zapełniają młode chłopaki, którzy księżmi będą. Czy wytrwają? Oby. Bo to bardzo trudne życie. Obserwuję wiejskich proboszczów. Często nie mają wikarych. Taki jest palaczem (w piecu co.), kucharzem, nauczycielem, do tego oczywiście obowiązki księżowskie: Msza Święta, śluby, chrzciny, pogrzeby, przygotowanie do pierwszej komunii i bierzmowania. Remonty i utrzymanie terenu oraz cmentarza w pakiecie. W diecezjach zachodnich bywa, że jeden ksiądz ma kilka kościołów filialnych. Wraca w niedzielę wieczorem do zimnej plebanii i odgrzewa coś do jedzenia w mikrofali. Oczekiwania ludzi wobec księdza są ogromne, ale często w drugą stronę nie płynie troska i życzliwość. Jak o człowieka, który, co tu dużo mówić, z wielu rzeczy zrezygnował, żeby nam służyć. I tak samo jak reszta świata, potrzebuje zwyczajnie wyrozumiałości i serdecznego słowa wsparcia, żeby w chwili zwątpienia nie utracił sensu takiego życia.

Kilkadziesiąt świetlic dla dzieci przy parafiach, kapłan, który mieszka z bezdomnymi alkoholikami, pielgrzymki dla chorych i bezdomnych, wczasy połączone z rekolekcjami dla niepełnosprawnych, którzy mają wtedy szansę w ogóle wyjść, a raczej wyjechać na wózku z mieszkania w bloku, pomoc materialna dla ludzi ubogich, warsztaty dla niepełnosprawnych, domy samotnej matki czy hospicja – to tylko jedna diecezja. Gdyby nas, katolików, lub ogólnie chrześcijan, nie było, czy ktoś inny by to zrobił? Na taką skalę? Jeśli tak, to czemu nie robi?

Oczywiście, jest wiele osób i stowarzyszeń świetnie pracujących, niemających w tytule katolicki. Ale z moich obserwacji wynika, że ludzie tam zaangażowani w dużej części też kierują się Ewangelią.

Pozostaje zakasać rękawy i pracować dalej. Miejmy jednak świadomość potęgi dobra, jakie czynimy jako Kościół. Mimo naszych słabości. I nie wstydźmy się o tym mówić. Nie kulmy ogona pod siebie” (M. Chmielewska, Dobro jako choroba zakaźna, Poznań 2016, s. 19–20).