Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? (Mt 20, 15).

 

1. Biblia

Gospodarz umawia się z robotnikami na zwykłą stawkę za dzień. Grecki tekst odwołuje się do rzymskiej monety srebrnej, zwanej denarem. W Palestynie była to typowa zapłata za dzień pracy fizycznej. Wynagrodzenie musiało być wypłacane co dzień. Tora bowiem wymagała, aby zatrudnieni pomocnicy otrzymywali zapłatę o zachodzie słońca na koniec każdego dnia pracy (Pwt 24, 14-15).

Robotnicy zatrudnieni wczesnym rankiem znają swoją zapłatę: otrzymają denara, czyli normalną zapłatę za dzień pracy. Zatrudnieni około godziny dziewiątej słyszą tylko, że dostaną, „co im się należy”, natomiast ci, którzy czekali na pracę aż do popołudnia i trafili do winnicy na godzinę przed zachodem słońca, słyszą tylko polecenie, by szli do winnicy. O zapłacie na razie ani słowa. Ostatecznie zachowanie właściciela winnicy może szokować także współczesnych czytelników, bo przecież nawet jeśli chciał wszystkich równo nagrodzić, mógł najpierw dać wypłatę tym, którzy pracowali najdłużej, a oni poszliby do domu zadowoleni i zapewne nigdy nie dowiedzieliby się, że ci, którzy pracowali tylko godzinę, otrzymali takie samo wynagrodzenie. Właściciel organizuje jednak swoistą lekcję wychowawczą dla swoich pracowników. Najpierw wręcza po denarze tym, którzy pracowali tylko godzinę. Zauważmy jednak, że późny – i w efekcie krótki – czas zatrudnienia nie był przez nich zawiniony, przecież wyraźnie powiedzieli gospodarzowi, że nikt ich nie najął. Gospodarz mógłby więc dać im nawet małą część denara i nie mieliby prawa narzekać, ale jeśli nie mieli oszczędności, brakłoby im środków do utrzymania na kolejny dzień, gdyż denar to dniówka robotnika. A gospodarz chce stworzyć pracownikom godne warunki do życia, niezależnie od czasu pracy. Jakże jest w tym podobny do Boga, który daje życie i wszystko, co jest do niego potrzebne, zarówno tym, którzy całe życie trudzą się dla Jego chwały, jak i tym, którzy przychodzą do Niego w ostatniej godzinie.

Zrównanie wynagrodzenia za nierówną ilość pracy uderza ich jako niesprawiedliwe, zwłaszcza że zatrudnieni wcześniej znosili ciężar dnia i spiekotę. Skoro za jedną godzinę pracy zarabia się srebrną monetę, to czy za dwanaście godzin nie powinno się zarobić dwunastu srebrnych monet? Pośród tego narzekania gospodarz bierze jednego z niezadowolonych robotników na bok, by wyjaśnić swe działania. Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy, zaczyna, czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Te słowa mają przypomnieć robotnikowi o jego umowie z właścicielem. Stawka, za którą zgodził się pracować, była godziwa, a teraz wynagrodzenie zostało mu należycie wypłacone. Trudno uznać za oszustwo to, że za jeden dzień pracy nie daje się komuś więcej niż dzienną stawkę.

W dyskusji tej nie chodzi zatem o niesprawiedliwą umowę lub niedotrzymanie jej warunków. Tak naprawdę chodzi o to, czy gospodarz jest niesprawiedliwy, płacąc pełną dniówkę tym, którzy zostali zatrudnieni zaledwie godzinę przed zmierzchem. Czy powinni oni byli zostać wynagrodzeni tak samo jak ci, którzy przyszli wcześniej? Zatrudniającemu wolno to zrobić, choć nie jest do tego zobowiązany. Według sprawiedliwości, zatrudnionym o jedenastej godzinie przysługuje wynagrodzenie proporcjonalne do ich pracy, co oznacza, że należy im się tylko niewielka część normalnej wypłaty. Lecz nie jest pogwałceniem sprawiedliwości, jeśli gospodarz, po wypełnieniu zobowiązań wynikających z umowy, decyduje się być dobrym względem tych, którzy nie zasługują na większe wynagrodzenie. Mówiąc w kategoriach matematycznych, jedenaście dwunastych z otrzymanego przez nich denara było czystym, niezasłużonym darem.

Właściciel winnicy dodaje ostrzegawcze pytanie: Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? W tekście greckim brzmi to dosłownie: Czy masz złe oko ze względu na to, że jestem dobry? Kluczowym wyrażeniem jest tu „złe oko”, będące semickim idiomem opisującym kogoś, kto jest zazdrosny, niechętny innym lub komu brakuje szczodrości. Inne współczesne tłumaczenie trafnie oddaje to znaczenie: Czy żałujesz mi mojej hojności?

Niesprawiedliwości dopuszczają się więc niezadowoleni robotnicy, którzy stali się zawistni. Zawiść jest grzechem polegającym na byciu złym z powodu szczęścia innych. Pismo dostrzega jego źródło w samym diable. Nie ma radości ze wspólnej misji, z budowania wspólnego dobra, jest ciągle porównywanie, mierzenie i ważenie (C. Mitch, E. Sri, Ewangelia według św. Mateusza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2019, s. 274–277; D. Piekarz, Nie pożądaj. Co Biblia mówi o zazdrości?, Kraków 2021, s. 73–77).

2. Sztuka

Przypowieść o pracujących w winnicy (Parable of the Labourers in the Vineyard, 1637, Ermitaż, Petersburg) Rembrandt’a van Rijn (1606–1669) przedstawia właściciela ziemskiego płacącego swoim robotnikom pod koniec dnia. Noc już prawie nadeszła. Słabe wieczorne światło oświetla stół, przy którym siedzi sekretarz z otwartą księgą rachunkową. Dwóch robotników rozmawia z właścicielem. Grupa robotników po prawej stronie rozmawia między sobą, a raczej wydaje się, że szemrze przeciw temu, który ich najął. Za nimi trzecia grupa robotników toczących przed sobą beczki wydaje się niezainteresowana rozmowami tamtych. Jako widzowie mamy wrażenie, że zaglądamy do zaciemnionego pokoju, obserwując, co się dzieje. Ogólny brak intensywnych kolorów wzmacnia to poczucie, że po prostu patrzymy, a nie uczestniczymy. Uciekający kot znajduje się bezpośrednio pod nogami niezadowolonych pracowników. Pies (znak wierności), siedzi bezpośrednio obok robotników zajętych pracą przy beczkach. Ci wydają się być zadowoleni z tego, jak zostali potraktowani przez gospodarza (https://www.hermitagemuseum.org/wps/portal/hermitage/digital-collection/01.+Paintings/43532; https://christian.art/daily-gospel-reading/matthew-20-1-16-2020/, dostęp: 06.05.2023).

3. Życie

„W jednym z egzotycznych krajów grupa amerykańskich biznesmenów wracała z konferencji. Przed lotniskiem stało kilka straganów z lokalnymi produktami. Elegancko ubrani milionerzy wybiegali szybko z autokaru, gdyż byli już lekko spóźnieni. Jeden z nich zawadził walizką o niewielki stolik, przy którym dziesięcioletni chłopiec sprzedawał pomarańcze. Owoce rozsypały się na ziemię. Mężczyźni pobiegli dalej. Któryś z nich obejrzał się jednak i zauważył, że chłopiec ukląkł i próbował je zbierać. Był niewidomy. Mężczyzna wrócił, przeprosił za wypadek, po czym pomógł chłopcu zebrać to, co się rozsypało. Szczęśliwe dziecko chwyciło go za rękę i zapytało, czy przypadkiem nie jest Panem Bogiem. Mężczyzna odparł: Nie, jestem tylko Jego dzieckiem”. Chłopiec uśmiechnął się rozradowany i krzyknął: Czułem, że jesteśmy spokrewnieni.

Większość z nas przez chrzest stała się dziećmi Bożymi. Ale czy inne osoby rozpoznają w nas krewnych Boga? Co widzą ludzie, którzy patrzą na nasze życie? Czyimi dziećmi jesteśmy w ich oczach? Dziećmi sukcesu, dziećmi nauki, marginesu czy cwaniactwa? A może dziećmi rozczarowania i pretensji? Mogło się nam tak zdarzyć, ale to nie znaczy, że tak musi być przez resztę życia” (K. Pawlina, Ogrzać się w blasku chwili. Zamyślenia, Warszawa 2019, s. 109).