Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali tłumowi (Łk 9, 16).

 
1. Biblia

Chleb i wino to istotne elementy pokarmów i napojów, niezbędnych do podtrzymywania życia. Już w Babilonii stanowiły one podstawowe składniki wszelkich posiłków kultycznych. Chleb otrzymywany z upieczonego ciasta, sporządzonego z mąki po zmieleniu ziarna, bywał dla człowieka oglądającego tylko zewnętrzną stronę zjawiska symbolem przemiany życiodajnej materii, której samo spożycie zapoczątkowywało już życie. Jako zasadniczy artykuł żywnościowy chleb mógł posiadać również znaczenie „pokarmu”, „pożywienia” w ogóle.

Chleb wytwarzany z pszenicy lub jęczmienia był jednym z podstawowych składników jadłospisu w czasach biblijnych. Jego znaczenie jest widoczne w zwrocie „podpora chleba” (Kpł 26, 26; Ez 5, 16; 14, 13), oznaczającym, że chleb czyni człowieka zdolnym do chodzenia. Oprócz tego, że stanowił pokarm dla ludzi, chleb był także elementem religijnego rytuału -jedną z rzeczy składanych Panu w ofierze (Wj 29, 2). Prawo nakazywało, by dwanaście świeżych chlebów („chleby pokładne” lub „chleby oblicza”) zawsze znajdowało się w przybytku na stole stojącym przed Świętym Świętych (Wj 25, 30). Prawo Starego Testamentu ustanawiało też chleb bez kwasu (przaśniki) elementem obchodów Paschy.

Chleb był wyrazem gościnności (Rdz 14, 18). Było to tak naturalne w ówczesnej kulturze, że Jezus, posyłając uczniów w drogę, nakazał im, by nie zabierali chleba (Mk 6, 8). U podstaw tego polecenia kryje się myśl, że otrzymają go od tych, którzy przyjmą ich przesłanie. Jednak chleb jest w Biblii przede wszystkim darem od Boga – to On nasyca – głodnych „dobrami” (Łk 1, 53). Chociaż chleb był efektem pracy człowieka, nie byłoby ciasta bez ziarna, a ziarna bez deszczu, który zsyła sam Bóg. Ta biblijna idea została trafnie uchwycona w słowach tradycyjnej żydowskiej modlitwy: „Bądź błogosławiony, Panie, Boże nasz, królu wszechświata, który stwarzasz owoce ziemi”. W kilku opowiadaniach o cudach Bóg pojawia się jako ostateczny dawca chleba. Gdy Izraelici wędrowali przez pustynię i poczuli głód, znaleźli na ziemi – mannę: „chleb, który daje wam Pan na pokarm” (Wj 16, 15).

Przebywając na pustkowiu z wielką rzeszą ludu, Jezus dwukrotnie nakarmił wszystkich w cudowny sposób kilkoma bochenkami chleba i paru rybami, realizując dzieło Bożego zaopatrzenia i gościnności na wielką skalę. Chleb Eucharystii jest także darem od Boga. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus wziął chleb, wypowiedział błogosławieństwo, połamał i podzielił się nim z uczniami. Czynność dawania chleba oznacza, że Jezus daje siebie za innych – pod postacią chleba Syn Boży objawia siebie jako świętą ofiarę. Jezus łączy siebie, jako prawdziwy chleb, z Eucharystią: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. „Jeść”, „spożywać” oznacza tyle, co przyjmować do swego wnętrza. Przemieniony słowem chleb jest sakramentalnym symbolem Tego, który o sobie samym mówi: „Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie” (J 6, 57).

Sam cud rozmnożenia chleba dokonuje się przez ciąg prostych czynności. Jezus wziął pięć chlebów i ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał je. Potem dawał je uczniom, którzy, rozdzielając je ludowi, pełnią funkcję pośredników. „Spojrzenie w niebo” to gest modlitewny. Wszystkie cztery pozostałe czynności – wzięcie chleba, błogosławieństwo, jego łamanie i rozdanie – znajdziemy w opisach ustanowienia Eucharystii podczas Ostatniej Wieczerzy (Mt 26, 26; Mk 14, 22). W opisie ustanowienia Eucharystii u Łukasza zamiast „błogosławić” mamy „dziękować” (eucharisteō, 22, 19); ten sam termin znajdujemy u Pawła (1 Kor 11, 24). Innymi słowy, cud nakarmienia rzesz wskazuje na jeszcze większy cud Eucharystii. Takie same cztery czynności powracają w opisie sceny posiłku w Emaus: „Wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im” i dzięki temu „poznali Go” (Łk 24, 30-31). Także i w tym wypadku w następstwie „łamania chleba” Jezus „dał się (...) poznać” (Łk 24, 35) uczniom jak „Mesjasz” (M. Lurker, Słownik obrazów i symboli biblijnych, Poznań 1989, s. 32–33; L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 88–89; P. T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 191).

2. Sztuka

Motyw tłoczni mistycznej w sztuce związany jest z eucharystią – Chrystus ubrany w przepaskę na biodrach i z koroną cierniową na głowie ubija winogrona w tłoczni i jednocześnie sam jest przyciskany przez belkę. W licznych przedstawieniach sok z winogron miesza się z krwią i spływa do kielicha, wskazując na Odkupienie i Eucharystię. Najstarsze przedstawienia tłoczni mistycznej pochodzą z XII w. Najstarszym i najbardziej monumentalnym przedstawieniem tego tematu w sztuce polskiej jest fresk z klasztoru franciszkanów w Krakowie. Kompozycja, która powstała ok. 1440, wypełnia jedną z arkad we wschodnim ramieniu krużganków.

Na płaskim tle ustawiona jest tłocznia wypełniająca swym zarysem niemal całą płaszczyznę. Zbudowana jest z szeregu masywnych elementów, realistycznych w swej masie i strukturze: dwu ułożonych poziomo na dolnej ramie malowidła i biegnących w głąb kompozycji belek, wspartej na nich szerokiej kłody poprzecznej z prostopadłościennym korytem pełnym ciemnoczerwonych kiści winogron, oraz dwóch ustawionych po bokach kadzi słupów. Na lewym słupie spoczywa belka obciążona u przeciwległego końca klocem z okrągłym otworem. Belkę tę unoszą ugięte w łokciach i skierowane ku górze ręce Chrystusa. Widziany w trzech czwartych, zwrócony w lewo, stoi on w korycie prasy na szeroko rozstawionych nogach, tłocząc stopami winne grona, a równocześnie uginając się pod ciężarem tłoczącej go belki. Wysunięta ku przodowi głowa skupia w sobie siłę wyrazu: pociągłą twarz o boleśnie ściągniętych brwiach, przymkniętych z wysiłku oczach i wydłużonym nosie okala krótka broda i włosy, na które nabita została cierniowa korona. Korpus tłoczącego i tłoczonego zarazem spowija czerwony płaszcz. Grupę główną otacza szereg postaci, rozmieszczonych w trzech wolnych narożach malowidła. U góry wynurza się z obłoku półpostać Boga Ojca. Prawa ręka Boga skierowana jest ku dołowi z wysuniętym wskazującym palcem. Bóg Ojciec często występuje w scenach z Tłocznią mistyczną bądź jako błogosławiący z obłoku, bądź – co w sposób niemal drastyczny wyraża jego wolę – jako przykręcający śrubę prasy. W tym wypadku mękę Chrystusa zwiększa anioł: podchwytując gest prawicy Bożej, całą siłą wyprostowanych rąk naciska belkę tłoczni.

Pod opisaną kompozycją główną malowidła rozciąga się poziomy pas złożony z trzech scen rozgrywających się we wnętrzach wykreślonych w perspektywicznych skrótach, są to: Biczowanie, Koronowanie cierniem, Podniesienie. Scena podniesienia umieszczona jest pośrodku. Całą prawą stronę tej kompozycji zajmuje ustawiony ukośnie, na jednym stopniu ołtarz nakryty białym obrusem. Na nim, między dwoma świecznikami z zapalonymi świecami, ustawiony jest kielich, do którego z kadzi tłoczni spływa przez rynienkę sok winnych gron. Obok leży patena i nóż eucharystyczny. Przed ołtarzem, zwrócony ku niemu twarzą, stoi kapłan odziany w czarną sutannę i długi, opadający na ramiona i sięgający dłoni, zielony ornat. W uniesionych wysoko dłoniach trzyma hostię.

Ofiara i boleściwy Kapłan Tłoczni znajduje w scenie Podniesienia zarówno swą sakramentalną, ofiarną tożsamość jak i swego ziemskiego zastępcę w osobie anonimowego, a zatem każdego celebransa – kapłana, który odziany w zielony, a zatem „codzienny” ornat składa Bogu Ojcu sacrificium missae, powołując się niejako na jej pasyjny prototyp (J. Seibert, Leksykon sztuki chrześcijańskiej. Tematy, postacie, symbole, Kielce 2007, s. 324; H. Małkiewiczówna, Interpretacja treści piętnastowiecznego malowidła ściennego z Chrystusem w tłoczni mistycznej w krużgankach franciszkańskich w Krakowie, Folia Historiae Artium T. 8(1972), s. 69–149).

3. Życie

Największa potrzeba świata. „Głód zapanował na ziemi. Nie jest to głód chleba, bo jego mamy aż za dużo i ten nasz luksus sprawia, że zapominamy o Bogu. Nie jest to również głód złota, bo mamy go tyle, że jego blask zaślepił nas na migotanie gwiazd. Mowa o głodzie o wiele poważniejszego typu, i to zagrażającym każdemu niemal krajowi na świecie. Chodzi o głód ludzi naprawdę wielkich.

W życiu istot ludzkich mało jest dziś tego, co heroiczne; mało autentycznej ofiary z siebie; mało tego, co szczytne. W sferze polityki tylko niewielu woli iść za zasadami niż za opinią publiczną. Ogromna większość uczestników życia politycznego zamiast przewodzić masom, wskazując im szlachetne kierunki, podąża za tłumami na szlaki podłoty. Czas jest zbyt bojaźliwy na indywidualności, zbyt wyrachowany na entuzjazm, zbyt słaby na heroizm. A co jest prawdą w odniesieniu do spraw politycznych, jest też prawdą w odniesieniu do sytuacji religijnej.

Religia snuje się dziś w miękkich bamboszach. Jej współcześni prorocy nie są w stanie pójść w poprzek utartym przesądom. Bacznie pilnują się, żeby sprzyjać współczesnym poglądom, niezależnie od tego, czy są one zgodne z prawdą, czy z nią sprzeczne – chodzi tylko o to, żeby były współczesne. Prorocy nasi więc, jeśli pojawia się spór o prawdę, unikają opowiadania się po którejkolwiek ze stron, bo boją się, że narobią sobie wrogów. Stawiają żagle pod każdy podmuch popularności i nie mają odwagi, żeby wypowiedzieć choć słowo przeciw dominującemu przesądowi albo święcącemu triumfy błędowi. Cieszą się szczęśliwością, jakiej Chrystus nigdy nikomu nie obiecał, a cieszą się nią, bo są słabi.

Ten opis naszej cywilizacji jako dręczonej przez Nemezis przeciętniacwa może być kontrowany przez wskazywanie na tzw. wielkich ludzi naszych czasów, na przykład tych, co mają wielkie bogactwa, którzy zaczynali od zera, a stworzyli fortuny; tych, którzy dokonali wielkich wyczynów w zakresie inżynierii. Jest to – przyznaję – pewien rodzaj wielkości, ale jest to wielkość względem samej osoby ludzkiej zewnętrzna. (...) Wielkość jest cechą serca, umysłu i duszy – cechą, przez którą dana osoba ujarzmia nie tyle fale morskie, co fale swojej namiętności. Wielkość polega na wyczulonym poczuciu sprawiedliwości, prawości i miłości miłosiernej. Tymczasem, jeśli mierzyć ludzi według takiego standardu, to okaże się, że we władzę nad naturą zostaliśmy wyposażeni niczym bogowie, ale władzę nad samymi sobą posiadamy w wymiarze iście pigmejskim.

Największą potrzebą świata jest zatem człowiek, który zrozumie, że nie ma większego podboju niż zwycięstwo nad samym sobą; który zda sobie sprawę z tego, że wartość realną osiąga się nie tyle przez aktywność, co przez milczenie; który szukać będzie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości i wprowadzi w autentyczną praktykę prawo mówiące, że tylko przez umieranie w życiu ciała możemy kiedykolwiek urodzić się do życia w Duchu. Człowiek, który stawi czoła szyderstwom Wielkiego Piątku, żeby zdobyć radość Niedzieli Wielkanocnej; który jak świetlisty płomień w popiół obróci pęta miernych interesów przywiązujących nasze energie do tego świata; który nieustraszonym głosem Jana Chrzciciela wyrwie naszą anemiczną naturę z rozleniwionej drzemki będącej przeciwieństwem odpoczynku wojownika. Człowiek, który odnosić będzie zwycięstwa nie przez schodzenie z Krzyża i dogadywanie się ze światem, ale przez cierpienie w celu podbicia świata. Jednym słowem trzeba nam świętych, bo święci to dusze wielkie naprawdę” (F. J. Sheen, W pełni czasu, Kraków 2021, s. 135–137).