Prawda Bożego Narodzenia, ks. Kazimierz Skwierawski


Święty Jan Ewangelista pisze: „Na początku było Słowo [...]. Wszystkim tym, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili”. To bardzo wyraźnie ukazuje nam rzeczywistość tego niezwykłego dnia, jakim jest Boże Narodzenie. Bóg staje się czło­wiekiem. Jest do nas po­dobny we wszystkim oprócz grzechu. Czyni to w bardzo konkretnym celu. Wierzący w Chrystusa już od pierwszych pokoleń bardzo jasno uświa­damiali sobie tę prawdę. A w drugim wieku ukuto takie sformułowanie: „Bóg stał się czło­wiekiem po to, żeby człowiek stał się Bogiem”. Święty Ireneusz wyraził tę prawdę między innymi takimi słowami: „Z powodu swej niezmierzonej miłości Bóg stał się tym, czym my jesteśmy, aby nam umożliwić stanie się tym, czym On jest”.

Trudno sobie dzisiaj tej prawdy nie przypomnieć. Trudno nie próbować się w nią wgłębić. „Z powodu swojej niezmierzonej miłości Bóg stał się tym, czym my jesteśmy, aby nam umożliwić stanie się tym, czym On jest”. To jest istotna prawda Bożego Naro­dzenia. Rozważmy przede wszystkim tę niezmierzoną miłość Boga, bo nie jesteśmy zdol­ni w jakikolwiek sposób wyrazić Mu pełnej i należnej wdzięczności za to, co dla nas uczy­nił. Dla nas, którzy – jak to dobrze wiemy – byliśmy i jesteśmy pogrążeni w róż­­no­rod­nych grzechach, słabościach i upadkach. I właśnie ze względu na każdego z nas Bóg przyjmuje na siebie ludzką naturę, aby nas ratować.

Przed chwilą śpiewaliśmy: „Ziemia ujrzała swego Zbawiciela”. Ziemia... tak bardzo i tak wielorako dotknięta od samego początku ludzkim grzechem. Od te­go początku, o którym zaświadczają choćby dzieje Kaina i Abla. Jest powie­dzia­ne: „krew twojego brata głośno woła do mnie z ziemi”. Ta ziemia jest tak straszliwie spo­nie­wierana i dotknięta tym, co czyni człowiek. I na tę ziemię przychodzi Bóg, aby stać się zbawieniem każdego człowieka.

Jeden z teologów prawdę o ludzkim grzechu wyraził tak: „grzech sprawia, że człowiek staje się coraz to bardziej niepodobny do siebie i do innych ludzi”. Niepodobny do siebie – takiego, jakim go stworzył Bóg. Niepodobny do innych ludzi – takich, jakimi ich stworzył Bóg.

Moi drodzy, Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł się stać Bogiem. Ale najpierw Bóg staje się człowiekiem po to, aby człowiek mógł w sobie odnaleźć czło­wie­czeństwo. Ale właśnie to prawdziwe, które zostało wydobyte z Boga, bo przecież z Jego miłości jesteśmy. Bóg stał się człowiekiem, abym ja mógł się stać Bogiem, ale nie ma innej drogi do stania się jednym z synów Bożych, jak tylko ta, żeby najpierw stać się czło­wiekiem, prawdziwym człowiekiem. Dlatego ten dzień jest tak bardzo przełomowy i każe się nam uczyć od początku. Mamy widzieć w Jezusie, w Słowie, które stało się ciałem, Boga. Ale mamy też widzieć prawdziwego człowieka. Wpatrywać się, wsłu­chiwać, uczyć się, naśladować. Bo to Jego człowieczeństwo jest przemawiające i wzy­wające, aby stawać się do Niego podobnym.

Ewangelia mówi, że Jezus, kiedy dojrzewał, „wzrastał w mądrości u Boga i u ludzi”. Ja, patrząc na Jezusa, mam wzrastać w tym, co mi dał w stworzeniu, w moim człowieczeństwie, w tym byciu na obraz i podobieństwo Boga. Ja mam wzras­tać w tym, co mi przyniósł wtedy, kiedy Słowo stało się ciałem. Ja mam wzrastać w pra­w­dziwym Bożym dziecięctwie.

Moi drodzy, to jest niezwykle ważne, żeby sobie uświadomić, że Bóg stał się czło­wiekiem i pokazuje prawdziwy obraz człowieczeństwa. Bóg mówi mi o wartości i godności mojego człowieczeństwa. Warto zoba­czyć swoje człowieczeństwo i sposób, w jaki ja do siebie podchodzę. Czy to ma coś wspólnego z tym, co Bóg czyni, kiedy Słowo staje się ciałem, kiedy Bóg staje się czło­wiekiem, aby mi pokazać, jak ja mam realizować moje człowieczeństwo, aby się stać prawdziwie synem Bożym. I warto popatrzeć na każdego innego człowieka, bo Bóg się wcielił, Bóg stał się jednym z nas. I warto zapytać, czy widzę Syna Bo­żego w każdym człowieku... W każdym! I w tym, którego spotykam, i w tym, z którym żyję na co dzień. I w każdym innym, o którym myślę i do którego się zwra­cam.

Moi drodzy, gdybyśmy rzeczywiście wierzyli żywą wiarą, że w każdym czło­wie­ku jest człowieczeństwo i bós­two Tego, który się wcielił, który stał się jednym z nas, wówczas byśmy zupełnie inaczej podchodzili do siebie i do każdego innego człowieka. Ale trzeba nam wykorzystania tej głębi i tej możliwości, jaką nam stwarza Syn Boży. Słowo Boże stało się ciałem w Jezu­sie Chrystusie i wyszło na spotkanie człowieka takiego, jakim jest: ślepego, chromego, głuchego. Każdy z nas jest taki, jak na siebie uczciwie popatrzymy. Jacy jesteśmy ślepi w dostrzeganiu własnych błędów i wad. Jacy jesteśmy głusi na perswazję, która płynie najpierw ze strony Boga ku każdemu z nas. Jacy jesteśmy chromi w chodzeniu Bożymi drogami. Trzeba nam prawdziwie wejść w siebie.

Hans Urs von Balthasar, wielki teolog, tak pisze: „jak każdy czło­wiek umiera sam, tak też już teraz powinienem ostatecznie sam wejść do swej izdebki, aby stanąć przed obli­czem swego Ojca Niebieskiego i usłyszeć wolę Boga względem siebie oraz ją wypełnić osobiście”. Nikt poza mną nie może tego uczynić. To ja osobiście muszę codziennie wchodzić do izdebki mojego serca. To ja muszę stawać przed wolą mojego Boga. To ja muszę ją słyszeć, to ja muszę ją wypełniać. Jedynie wtedy moje człowie­czeń­stwo będzie się stawało podobne do człowieczeństwa Syna Bożego. Jedynie wtedy będę mógł zmierzać drogą, która wiedzie do tego, abym się stał jednym z synów Bożych. Nikt tego za mnie nie uczyni! Taka jest prawda, którą przynosi nam dzień Bożego Na­rodzenia.