Odrodzeni przez śmierć i zmartwychwstanie, ks. Stanisław Saletnik


„Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6,4).

To, czego byliśmy i będziemy świadkami podczas dzisiejszej liturgii, ma nas utwierdzić w przekonaniu, że ze wszystkich wartości człowiekowi najbardziej jest potrzebne wewnętrzne odrodzenie. Wewnętrzne zmartwychwstanie. To odrodzenie dokonuje się w nas przez sakrament chrztu, który jest rzeczywiście zanurzeniem nas w śmierć Chrystusa. Chrystus, którego symbolizuje zapalony paschał, staje już dzisiaj przed nami jako zwycięzca śmierci. A więc Chrystus żyje! A jeśli żyje, to i my zanurzeni w Niego żyć będziemy. To życie zapowiada nam, a co więcej zapewnia chrzest. Przyjęliśmy go jako małe dzieci. Dziś nadeszła odpowiednia chwila, abyśmy jako dorośli ludzie uświadomili sobie, jaka jest jego wartość i znaczenie w naszym życiu, i odnowili przyrzeczenia chrzcielne złożone za nas przez rodziców i chrzestnych.

Chrzest jest bramą, przez którą wchodzimy do Kościoła. Warto odpowiedzieć dziś sobie na pytania: Jaka jest symbolika tego sakramentu? Jakie jest jego znaczenie?

1. Symbolika chrztu. Jedno z czytań nawiązuje do przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone. Wody morza są figurą chrztu św. Woda w Biblii posiada wielkie i wielorakie znaczenie.

Ona ożywia i uśmierca, oczyszcza i uświęca. Dzięki niej pustynia zmienia się w życiodajną oazę. Ale ona też uśmierca, tak jak uśmierciła w potopie grzeszników, a potem pozbawiła życia wojska faraona ścigające Izraelitów. Ona oczyszcza, tak jak oczyściła z trądu Naamana, dowódcę wojsk króla syryjskiego, który wykąpał się w Jordanie. Podobnie oczyszczała ona naród wybrany, który przychodził nad brzegi Jordanu, gdzie przyjmował od Jana Chrzciciela chrzest pokuty. Ona uświęca. W tym sensie należy rozumieć słowa Chrystusa wypowiedziane do Samarytanki przy studni Jakuba: „Gdybyś ty znała dar Boży i wiedziała, kto jest ten, co z tobą mówi, sama byś Go prosiła, a dał by ci wody żywej” (J 4,10).

Oczywiście woda sama z siebie nie ma takiej mocy. Niewiele mogłaby zdziałać, gdyby nie wiara w Boga, który przez nią ożywia i uśmierca, oczyszcza i uświęca. To Bóg daje wodzie zbawczą moc, ale trzeba w nią uwierzyć i bezgranicznie zaufać. Tak jak zaufali Izraelici, gdy przeszli przez Morze Czerwone, unikając śmierci. Do tego zaufania nawiązuje św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian, kiedy mówi: „Nie chciałem, bracia, żebyście nie wiedzieli, że ojcowie wasi (...) wszyscy przeszli przez morze i wszyscy zostali ochrzczeni w imię Mojżesza” (10,1). Tu św. Paweł poucza nas, że przejście przez Morze Czerwone było dla Izraelitów chrztem, a więc zanurzeniem w wodzie, które przyniosło im ocalenie. Cudowna moc wody działa, gdy Bóg dokonuje cudów.

W czasie tej liturgii Wigilii Paschalnej przypomnijmy sobie nasz własny chrzest i te cuda, które on w nas zdziałał. Uwolnił nas od śmierci wiecznej, otworzył bramy niebios, przez to stał się bramą życia wiecznego. Za to mamy dziś Bogu dziękować.

W pierwszych wiekach katechumeni przyjmowali chrzest w wieku dojrzałym. On gładził im nie tylko grzech pierworodny, ale też wszystkie inne grzechy. Czuli się bardzo szczęśliwi i dziękowali Bogu za tę łaskę. My też dziękujmy Bogu za nasz chrzest. Dziś też uświadamiajmy sobie, że dzięki niemu staliśmy się nie tylko dziećmi Bożymi, ale także braćmi Jezusa Chrystusa i dziećmi wielkiej chrześcijańskiej rodziny.

2. Aby w pełni zrozumieć dar chrztu, trzeba sięgnąć głębiej, przez symbole do teologicznego jego znaczenia. W rozwiązaniu tego problemu przychodzi nam z pomocą niezawodny św. Paweł, który twierdzi, że chrzest jest zanurzeniem się w śmierć Chrystusa, jest wraz z Nim współumieraniem dla grzechu i wkroczeniem w nowe życie. Paweł wyraził to w słowach: „Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6,4), „tak wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rz 6,11).

Co znaczy umrzeć z Chrystusem? To znaczy uwolnić się od wszystkich grzechów, zrzucić z siebie starego człowieka – pierwszego Adama – a żyć jak żyją ludzie wolni. Dokładniej znaczy to rodzić się na nowo – wejść na drogę pełnego życia i zjednoczenia z Bogiem. Zacząć żyć nowym życiem, czyli zmartwychwstaniem jak drugi Adam – Jezus Chrystus. Jest to pełna przynależność do Boga. Jej znakiem jest świeca, którą zapaliliście od paschału, a którą trzymacie w ręku. „Ja jestem światłością świata” – powiedział Chrystus, a później dodał: „Kto idzie za mną, nie chodzi w ciemnościach” (J 8,12). Nie można odłączyć światła od Chrystusa, tak jak nie można odłączyć siebie od Boga. Po chrzcie nosimy w sobie Boga, a zatem mamy obowiązek żyć Nim na co dzień. Konsekwentnie mamy iść przez życie i rozpraszać mroki, oświetlając drogi swojego i innych życia. Człowiek, który nie rozświetla swoim życiem ciemności świata, żyje tylko połową swego człowieczeństwa. Trzeba świecić jasnym światłem. Jeden z moich przełożonych w seminarium powiedział: „Lepiej krótko świecić, niż kopcić całe życie”. Nosić zapaloną świecę w swym ręku, czyli żyć jak przystało na chrześcijanina – to nasze zadanie i zobowiązanie. To przyrzeknijmy dziś Chrystusowi w chwili odnawiania przymierza chrztu św. To zadanie określił nam i wytyczył sam Chrystus właśnie wtedy, gdy powiedział: „Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,16) Światło Chrystusa, w które dziś jesteśmy wpatrzeni, uchroni nas przed ciemnościami ponurej rzeczywistości i doprowadzi do Boga Ojca, który jest dla nas i będzie aż do końca świata „drogą, prawdą i życiem” (J 14,6).