„Jerozolima” mojego serca, ks. Janusz Mastalski


Zbliża się najświętszy czas w Kościele. Rozpoczyna się Wielki Tydzień, który ma nas wszystkich bezpośrednio przygotować na święta Wielkiej Nocy, Zmartwychwstania Pańskiego. Dzisiejsza liturgia streszcza cały Wielki Tydzień. Rozpoczyna się on jednak od tryumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Trzymane w rękach gałązki palm mają nam przypomnieć to ważne wydarzenie z życia Chrystusa. Wraz z mieszkańcami Jerozolimy witamy Go wkraczającego do miasta jako króla. Owo wkraczanie może mieć także znaczenie symboliczne, bowiem „Jerozolimą” jest moje życie, moje serce. Rozważmy więc nasze powitanie wkraczającego Mesjasza. Co z tego powinno wyniknąć, jakie powinno być nasze zachowanie?

Najpierw należy sobie uświadomić, że Jezus przychodzi jako Mesjasz – Król Pokoju. Nie można przyjmować Boga do swego serca bez wewnętrznego pokoju, płynącego z czystości serca. Niestety, w obecnych czasach istnieje wiele niepokoju, który nie pozwala na przyjęcie Jezusa. Znakiem czasu staje się lęk przed Chrystusem. Dlatego jeśli ma się powtórzyć scena wjazdu Mesjasza do „Jerozolimy” mojego serca, muszę zlikwidować strach. Chrystus nie „zamiesza” w naszym życiu, nie postawi zbyt wygórowanych wymagań. Wyjście Mu naprzeciw możliwe jest tylko wtedy, gdy Jemu zaufamy; gdy odkryjemy, że Jego „wjazd” w naszym życiu jest błogosławionym wydarzeniem. Nie uciekajmy więc przed wymaganiami, które stawia Chrystus. Nie uciekajmy przed Jego trudną nauką o krzyżu, która wymaga od człowieka samozaparcia i ofiarności. Tylko wtedy możemy go prawdziwie przywitać jako Króla Pokoju!

Patrząc na wjazd Jezusa do Jerozolimy, trzeba także odkryć prawdę, że mieszkańcy tego miasta spontanicznie zrywali gałązki i witali Mesjasza. Spontaniczność taka likwiduje wszelkie kalkulacje. Spontaniczność nie pozwala na myślenie w kategoriach „czy się to opłaca”. Dlatego też w przyjmowaniu Jezusa do swojego życia musi być wiele spontaniczności. Nie można na przykład obliczać, czy przebaczenie jest opłacalne. Przyjęcie Jezusa powinno być odruchem serca, a nie wyrachowanym działaniem. Spontaniczne przyjęcie Chrystusa likwiduje wszelką dyskusję nad słusznością prawd głoszonych przez Mistrza z Nazaretu.

W dzisiejszym wspomnieniu wjazdu Jezusa do Jerozolimy należy odnaleźć jeszcze jedno ważne przesłanie. Jest nim przestroga przed zdradą. Jak pokazały wydarzenia Wielkiego Tygodnia, w przeciągu kilku dni można od miłości przejść do nienawiści. Od wierności do zdrady może być tylko jeden krok. Powinniśmy więc dziś zapytać, w których dziedzinach życia to napięcie pomiędzy wiernością Bogu a Jego odrzuceniem jest najbardziej możliwe. U progu Wielkiego Tygodnia każdy z nas powinien odkryć to „najsłabsze ogniwo” łączące z Bogiem. Chodzi bowiem o to, aby zawsze swoim życiem mówić „witaj”, a nie „ukrzyżuj Go”! Prośmy o to gorąco słowami modlitwy:

O święta mocy Jezusowa, któraś leczyła chorych,
A słabym sił dodawała, ogarnij i nas.
Nie mogliśmy być wierni w trwaniu przy Bogu i w Jego miłości.
Uczyń nas wiernymi w nieustannym dźwiganiu się z upadków.
Bądź z nami do końca i umacniaj nas!