Jak żyć?, ks. Kazimierz Skwierawski


„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33). Te słowa słyszymy w dzisiejszej Ewangelii, ale czy naprawdę staramy się według nich żyć... Niestety, zdecydowanie częściej troszczymy się przede wszystkim o nasze życie doczesne, zabiegając o wszystko, co wydaje się nam niezbędne do osiągnięcia dobrobytu i szczęścia. Jakże często skarżymy się: „Życie jest trudne! Jeszcze tylu rzeczy nam brakuje. Wciąż nie możemy pozwolić sobie na najnowszy typ telewizora, komputera, samochodu, nie mówiąc już o superkomfortowym mieszkaniu czy domu”. To jest owa rzeczywistość, która nas nieustannie drąży, przytłacza i zniewala, odbierając radość życia. Wsłuchując się w Ewangelię wzywającą do ufności w opatrzność Bożą, należy więc pytać: Jak się ma ta pełna roszczeń i niezadowolenia postawa do słowa Bożego? Czy Chrystus ma z tym coś wspólnego i czy w ogóle może mieć? Czy spodziewamy się czegoś od Niego w tym względzie?

Nasze postawy wobec słowa, które Bóg do nas kieruje w czasie niedzielnej czy świątecznej Mszy św., mogą być krańcowo różne. Możemy bowiem w ogóle nie przyjść na Eucharystię albo jeżeli jesteśmy na niej obecni, świadomie wyłączyć się ze słuchania, błądząc myślami gdzieś daleko. Możemy też słuchać słowa Bożego z wielką uwagą, ale nie okazać mu posłuszeństwa, bowiem jesteśmy do niego już z góry negatywnie nastawieni. I wreszcie możemy to słowo nie tylko usłyszeć, ale zachować w sercu i rozważać, a umiłowawszy, podjąć wysiłek jego realizacji. Oczywiście tylko ta ostatnia postawa jest właściwa i miła Bogu.

Jeśli nie przychodzimy na Eucharystię, dajemy świadectwo swej niewiary. Jeżeli nie słyszymy słowa Bożego – marnujemy łaskę Bożą i czas, a jeśli słuchając, świadomie je odrzucamy – popełniamy grzech, uznając się za mądrzejszych od Boga. Dlatego zastanówmy się poważnie nad naszą postawą. Czy słuchając, pragniemy usłyszeć, rozważyć i wypełnić to, co słowo Boże ze sobą niesie? Czy jesteśmy wdzięczni za kierowane do nas słowo i czy miłujemy jego Dawcę? Czy traktujemy to słowo jak największy skarb?

Chrystus daje konkretne wskazówki dotyczące codziennego życia. W jakim czasie? W każdym czasie. W jakim miejscu? W każdym miejscu. Ich spełnienie zapewnia człowiekowi wszystko, czego naprawdę do życia potrzebuje. Słyszycie? Chrystus daje wskazówki, których spełnienie zapewni nam to, czego potrzebujemy! Oto one:

„Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać” (Mt 6,25). Czy słyszycie? Nie uważacie za głupie? Czy rozumiecie? Przyjmujecie? Wiecie, dlaczego tak potrzeba? Czy nie myślicie: „no tak, ale...”? Jezus nie namawia nas do beztroski, ale zachęca, żebyśmy się nie troszczyli zbytnio, to znaczy ponad to, co jest niezbędnie konieczne. On nie chce, by nadmierna troska o sprawy doczesne nas przytłaczała, zżerała, gasiła radość i przysłaniała horyzont życia. A kiedy się tak dzieje? Gdy niepotrzebnie tracimy czas i energię na zastanawianie się i roztrząsanie: „Co będziemy jeść? Co będziemy pić? Czym się będziemy przyodziewać?”. Albowiem właśnie wtedy zabijamy ducha zarówno swojego, jak i naszych rozmówców. Czy tak nie czyniliśmy? Czy możemy się teraz wymówić od winy? A dlaczego nie wolno tak postępować? Odpowiedź znajdujemy w kolejnych słowach Jezusa.

„Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie?” (Mt 6,25). Chrystus przestrzega, byśmy nie mniemali, że pokarm i odzienie są w życiu decydujące. Istnieje bowiem wiele innych nie mniej ważnych spraw, a są także zdecydowanie bardziej istotne. Można bowiem posiadać sporo dóbr tak zwanej pierwszej potrzeby i być zgorzkniałym. A można mimo ich niedostatku czy braku być radosnym. W pogoni, wydawałoby się zrozumiałej, za chlebem można bowiem zadeptać człowieka, ale można też dostrzec kogoś bardziej potrzebującego i oddać mu to, o co się z takim trudem zabiegało.

„Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia?” (Mt 6,27). Bóg jest Panem życia i śmierci. To On do ostatniego tchnienia wymierza człowiekowi czas ziemskiego bytowania. I choćbyśmy przejawiali nie wiadomo jaką troskę o przedłużenie życia, nie łudźmy się, iż nasze stopy będą deptały ziemię choć o sekundę dłużej, niż jest to w planach naszego Ojca. Dlatego przeżywanie swojego istnienia ze świadomością tej niepodważalnej prawdy powinno wpływać uspokajająco na wszelkie nasze gorączkowe i zachłanne życiowe zabiegi i czynić je bardziej rozsądnymi.

„Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie” (Mt 6,32). Sensowne życie chrześcijanina polega na chodzeniu w Bożej obecności. A to oznacza autentyczną wiarę w Boga żywego, która wyraża się w utrzymywaniu kontaktu z Nim przez modlitwę, oraz bezgraniczną ufność w Jego nieustającą pomoc. To z kolei sprawia, że wzrasta nasza miłość do Stwórcy i ona właśnie uzdalnia do całkowitego poddania się woli Boga – miłującej nas Mądrości. A w takiej perspektywie nie ma w ogóle miejsca na zbytnią troskę. Co więcej, każda nasza obawa okazuje się brakiem zaufania do Tego, który przecież oddał za nas życie, nigdy nie zawiódł i nie dał żadnego powodu do tego, by w Niego zwątpić. Stąd wszelkie braki, które przejawiamy w tym względzie, są wezwaniem do gruntownego rachunku sumienia z zawierzenia Bogu.

„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33). Zauważmy, jak ważna i konkretna jest ta obietnica! Jezus nie tylko wzywa, by przestać się zbytnio troszczyć o doczesność, ale nakazuje starać się najpierw – zwróćmy uwagę na kolejność! – o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość. A więc nie wystarcza już sama rozumna, to znaczy osadzona we właściwych granicach troska o sprawy materialne, ale konieczne jest staranie się o to, aby w naszym życiu wewnętrznym, w naszych rodzinach i w całym społeczeństwie wzrastało królestwo Boże i Jego sprawiedliwość. To z kolei zobowiązuje, byśmy swoim postępowaniem przyczyniali się do tego, aby w świecie, w którym żyjemy, zwiększała się uczciwość, prawdomówność, wierność i rzetelność. Jeśli będziemy tak czynili, wówczas Bóg da nam w ręce wszystko, czego potrzebujmy. Tylko czy my w to naprawdę wierzymy? Czy jesteśmy gotowi bezgranicznie Mu zaufać? Czy przysposobiliśmy siebie do odebrania tego, co On powierza w miłosnej trosce naszym rękom? Jakże wspaniale zrozumiał to psalmista, który poucza: „Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna – dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje” (Ps 127,2).

Dlatego nie narzekajmy na czasy i miejsca, w których przyszło nam żyć, lecz zróbmy uczciwy rachunek sumienia ze swojej wiary!