Droga do człowieka, ks. Andrzej Mojżeszko


Maryja, jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, poszła do swojej krewnej Elżbiety w odwiedziny. Poszła, bo Elżbieta oczekiwała dziecka. Poszła, bo postanowiła przyjść jej z pomocą. Odległość, którą musiała pokonać, była duża. Podróż musiała być trudna, ale Ona podjęła ten wysiłek, bo tak czuło Jej serce. Nie może zostawić Elżbiety bez pomocy, dlatego idzie z pośpiechem, niezwłocznie.

Jaka nauka płynie dla nas z tej sytuacji? Przede wszystkim postawmy sobie kilka pytań. Czy znamy drogę do naszych bliskich? Czy znamy drogę do tych, do których powinniśmy ją znać? Czy żona zna drogę do męża? Czy mąż zna drogę do żony? Czy rodzice znają drogę do dzieci i odwrotnie?

Wydaje się, że najpierw należy zapytać, czy znamy drogę do Boga. Niedługo będziemy obchodzili święta Bożego Narodzenia – tajemnicę przyjścia Boga do ludzi. Bóg znalazł drogę do człowieka. Tą drogą była Maryja. Ale Bóg nie mógłby zejść do człowieka, gdyby wcześniej Maryja nie znalazła drogi do Boga. Widać to wyraźnie w okrzyku Elżbiety, która powiedziała: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”. U początków poszukiwania drogi do Stwórcy była wiara Maryi w słowo wypowiedziane przez Boga. Uwierzyła, dlatego Bóg mógł przyjść na ziemię.

Podobnie jest z nami. Jeśli znajdziemy drogę do Boga, to z pewnością odnajdziemy też drogę do drugiego człowieka. Maryja idzie z pośpiechem do Elżbiety. To konkretny czyn. I my, jeśli tylko znamy drogę do Boga, możemy iść z pośpiechem do drugiego człowieka.

Z drogą do drugiego człowieka łączy się radość. Jej źródłem jest Bóg, który napełnia serce człowieka chcącego wspierać bliźniego.

Nie ustawajmy więc w trosce o wiarę w Boże słowo. Z wiary rodzi się pragnienie szukania drogi do drugiego człowieka. I choć czasem trzeba pokonać wiele przeszkód – jak na przykład w wędrówce Maryi do Elżbiety – to jednak warto. A nawet trzeba. Uczyńmy wszystko, aby wciąż na nowo odnajdywać drogę do serc bliskich nam osób.