Zapytaj o miłość, ks. Szymon Tracz


Pewien wielki i znany na całym świecie święty asceta mieszkał w ukrytej jaskini. Przez cały dzień zagłębiał się w medytacji, a jego myśli zawsze były zwrócone w stronę Boga. Jednak pewnego dnia, kiedy oddawał się rozmyślaniu, z dziury wyszła myszka i zaczęła obgryzać mu sandały. Pustelnik otworzył oczy z wściekłością.
– Dlaczego przeszkadzasz mi medytować?
– Bo jestem głodna – zapiszczała żałośnie myszka.
– Uciekaj stąd, paskudztwo – krzyknął asceta – jak śmiesz przeszkadzać mi wtedy, kiedy rozmawiam z Bogiem?
– Ciekawe, w jaki sposób udaje ci się z Nim porozmawiać – zapytała myszka – jeśli nie potrafisz rozmawiać nawet ze mną!
(B. Ferrero, Misja [w:] Zna to tylko wiatr, Warszawa 1999, s. 55–56)

Faryzejska przebiegłość w dzisiejszej Ewangelii postawiła Jezusowi pytanie o najważniejsze przykazanie żydowskiego Prawa. Odpowiedź Nauczyciela została skupiona na prawie miłości Boga i bliźniego. Jak pryzmat rozszczepia wiązkę białego światła, zamieniając ją w barwy tęczy, tak Jezusowa odpowiedź, rozszczepiona w przykazaniu miłości kolorami wiary, na nowo wydobyła bogactwo Bożych przykazań warunkujących ludzkie szczęście. Skandynawski filozof Kierkegaard w swoich Dziennikach zapisał: „Miłość Boga i miłość bliźniego są jakby dwoma parami drzwi otwierającymi się równocześnie: nie można otworzyć jednych bez otwarcia drugich, nie można zamknąć jednych, nie zamykając przy tym drugich”.

Zapytajmy najpierw, co zatem znaczy kochać Boga. Z odpowiedzią niejako spieszy nam dziś malutka myszka obgryzająca sandał ascety, który uważał siebie za wzór wszelakiej świętości. W tej prostej przypowiastce pada bardzo ważna definicja miłości Boga przez człowieka. Boga umie kochać ten, kto potrafi z Nim prawdziwie rozmawiać. Gdzie zatem ma się dokonywać mistyczny dialog pomiędzy naszym Stwórcą a nami? Dziś wyjaśnia nam to sam Jezus Chrystus, wskazując na trzy płaszczyzny, trzy poziomy, które stają się miejscem naszego dialogu z Bogiem.

Chrystus najpierw wskazuje na serce. Tak, serce to podstawowa rzeczywistość rodząca miłość. My wiemy, że ludzka miłość może mieć wiele twarzy, a każda z nich jest piękna i oryginalna. W ludzkim sercu obraz miłości możemy malować wieloma kolorami, poczynając od barw miłości rodzicielskiej, oblubieńczej, przyjacielskiej, na patriotycznej kończąc. Interesujące jest to, że sam Jezus podkreśla totalność, całkowitość tego doświadczenia w ludzkiej głębi. Czyli każdy wymiar ludzkiego serca musi być skierowany w stronę Boga. Nie może tu istnieć żadna przestrzeń, nawet taka najmniejsza, która zarezerwowana by była czy to tylko dla mnie, czy dla kogoś innego. To tak jak ze światłem, które jeśli nie oświeca dokładnie jakiejś przestrzeni, nie spełnia do końca swego zadania.

Opowiadanie, od którego rozpoczęliśmy nasze rozważanie, bardzo wyraźnie podpowiada, że dialog z Bogiem, a więc z Kimś najwspanialszym i najdoskonalszym, musi być poprzedzony dialogiem z tym, co najmniejsze i niepozorne, a to nierzadko odnosi się do naszego bliźniego. Dlatego też Mistrz z Nazaretu, znając słabą wolę i niedoskonałość ludzkiego poznania, odwołuje się jeszcze do dwóch płaszczyzn uzupełniających przestrzenie serca. Według Jego słów głębia naszych serc musi zostać uzupełniona dogłębnym wejściem w przestrzenie naszej duszy oraz umysłu. Również dusza i umysł muszą zostać w całości oddane Bogu na własność. Czyż jest to możliwe? Czyż wtedy człowiek nie ogołoci się tak, że straci wszystko, że będzie wręcz ubezwłasnowolniony przez Boga?

W ludzkim rozumieniu takie niebezpieczeństwo istnieje. Mało tego, w dziejach ludzkiej myśli byli tacy ludzie, którzy przed pojmowaniem Boga w taki sposób przestrzegali. Jakże w tym miejscu nie wymienić złowrogich poglądów F. Nietzschego czy J.P. Sartre’a, który wołał, że „jeżeli Bóg istnieje, człowiek jest niczym”. Gdybyśmy podążyli ich ścieżką życia, która wiedzie w ciemności lęku i śmierci, dokonalibyśmy chyba najstraszliwszego możliwego dla człowieka wyboru. Odrzucilibyśmy Boga, mówiąc Mu: „Nie chcemy, abyś wtrącał się w nasze życie”.

By móc w sobie prawdziwie kształtować miłość Boga, a zarazem i bliźniego, trzeba nam otworzyć drzwi Chrystusowi. Tak, otworzyć drzwi Chrystusowi. Czyż to przesłanie nie rozpoczęło wielkiego pontyfikatu miłości Jana Pawła II? Pontyfikatu, który najdobitniej pokazał, że człowiek w każdym miejscu i w każdej chwili swojego życia może prawdziwie kochać Boga i drugiego człowieka. A gdy zamknęło się życie Ojca Świętego, tak jak zamknęła się księga Ewangelii na jego trumnie, jego następca Benedykt XVI, inaugurując swój pontyfikat, uzupełnił to przesłanie papieża Polaka. 24 kwietnia 2005 r. na placu św. Piotra mówił:

Powracam myślą do 22 października 1978 r., kiedy to papież Jan Paweł II rozpoczynał swoją posługę tu na placu św. Piotra. Wciąż na nowo brzmią mi w uszach jego słowa: «Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!». Papież przemawiał do możnych tego świata, którzy obawiali się, że Chrystus mógłby zabrać im coś z ich władzy, gdyby dali Mu wejść i pozwolili na wolność wiary. Owszem, On z pewnością coś by im zabrał: władzę, korupcję, naginanie prawa, samowolę. Ale nie zabrałby niczego, co dotyczy wolności człowieka, jego godności, budowania sprawiedliwego społeczeństwa.

Benedykt XVI mówił dalej:

Czyż my wszyscy nie boimy się w jakiś sposób, że jeśli pozwolimy całkowicie Chrystusowi wejść do naszego wnętrza, jeśli całkowicie otworzymy się na Niego, to może On nam zabrać coś z naszego życia. Czyż nie boimy się przypadkiem zrezygnować z czegoś wielkiego, jedynego w swoim rodzaju, co czyni życie tak pięknym? Czyż nie boimy się ryzyka niedostatku i pozbawienia wolności? Jeszcze raz papież pragnie powiedzieć: Nie! Kto wpuszcza Chrystusa, nie traci nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim. Nie! Tylko w tej przyjaźni otwierają się na oścież drzwi życia. Tylko w tej przyjaźni rzeczywiście otwierają się wielkie możliwości człowieka. Tylko w tej przyjaźni doświadczamy tego, co jest piękne i co wyzwala.

Nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej! W ten oto sposób od miłości Boga, miłości z całego serca, z całej duszy, z całego umysłu, doszliśmy do drugiego przykazania Chrystusa, które ukazał On przebiegłym uczonym w Piśmie. Jest to przykazanie miłości bliźniego w taki sposób, na jaki kochamy samych siebie. Oto drugie skrzydło drzwi miłości, które trzeba nam otwierać równocześnie z podwojami miłości Boga. Tylko gdy w tym punkcie zachowamy harmonię obu przykazań nie będzie nam straszny otaczający nas świat. Nikt nam wtedy nie będzie przeszkadzał rozmawiać z Bogiem. Mało tego, ten ktoś w tej rozmowie będzie nam pomagał, gdyż nasz świat będzie światem z Chrystusem, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.