Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą (Łk 21, 27).

1. Komentarz naukowy

W ciepłych krajach obłoki są mile widziane, jako że dostarczają cienia i zazwyczaj przynoszą deszcz. Zakrywają, co prawda, promienie światłości niebieskiej, ale są też tymi promieniami nasycone. Przynoszą z sobą zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Rozprzestrzeniając się pod niebem, ponad szczytami górskimi, zasłaniają miejsce zamieszkania samego boga. Syryjski Baal, bóg wiatrów i pogody, nazywa się także „jeźdźcem na obłokach”. Ale „kto zebrał wiatr w swoje garści?” (Prz 30, 4). Tylko Bóg jest w stanie zapanować nad obłokami i otworzyć sobie bramy do nieba (Ps 78, 23). Przeciągające po nieboskłonie obłoki w obrazowym języku ludzi Wschodu nazywają się „rydwanem” Boga.

W czasie Przemienienia Jezusa jasny obłok okrył Piotra, Jakuba i jego brata Jana, a z obłoku dały się słyszeć słowa: „Ten jest Syn umiłowany...” (Mt 17, 5). Po przyrzeczeniu Ducha Świętego Pan na oczach swoich uczniów został uniesiony w górę i „obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1, 9). Kiedy Chrystus przyjdzie ponownie, gdy słońce się zaćmi i gwiazdy poczną spadać z nieba, wtedy „ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą”. Według Ojców Kościoła ognisty obłok jest typem Jezusa Chrystusa.

W sztuce, od najdawniejszych czasów, obłoki obrazują także niebo, bądź to jako podtrzymujące chwałę Pańską, bądź to jako tło czy obramowanie postaci Chrystusa i świętych w chwale. Respektując zakaz przedstawiania Boga za pomocą obrazów, w sztuce wczesnośredniowiecznej oraz romańskiej przedstawiano Stwórcę w postaci ręki przenikającej ku ziemi spoza obłoków. Łukasz Cranach na obrazie przedstawiającym raj ukazuje Boga Ojca z wieńcem obłoków nad głową. U Hugona van der Goes (ołtarz w Portinari) Jezus jest wprawdzie spowity w obłoki, ale wiadomo, że według Daniela (7, 13) jest On także Synem Człowieczym objawiającym się na obłokach niebieskich.

W czasie Sądu Ostatecznego Syn Człowieczy będzie zasiadał na białym obłoku, a sierpem trzymanym w ręku dokona żniwa na całej ziemi (Ap 14, 14nn). Typowe dla scen sądu ostatecznego w sztuce zachodniej było w średniowieczu to, że postać Chrystusa była o wiele większa od figur aniołów i świętych, a te znowuż są większe od postaci błogosławionych i potępionych; ciało Zbawiciela jest na wpół odsłonięte, a Jego rana boczna jest dobrze widoczna; aniołowie trzymają krzyż i pozostałe narzędzia męki Pańskiej, a ogniste piekło symbolizuje paszcza szeroko otwierająca się pod potępionymi lub też potępieni spadają głową w dół zgodnie z nurtem ognistej rzeki. Michał Anioł na swoim fresku w Kaplicy Sykstyńskiej (1536–1541, Watykan) zinterpretował w nowatorski sposób tradycyjne już w sztuce zachodniej motywy sądu ostatecznego i dołączył do nich motywy zaczerpnięte z Boskiej komedii Dantego, np. Charona (przewoźnika do krainy zmarłych, który uderzeniem wioseł swojej łodzi zmuszał potępionych do przejażdżki na drugi brzeg), czy też Minosa (antycznego sędziego zmarłych, który w tym fresku występuje jako władca piekieł). U Michała Anioła atletyczna postać Chrystusa, wzorująca się na antycznych przedstawieniach atletów, nie siedzi na tronie sędziego, lecz unosi się wyniośle nad chmurami jako zwycięzca nad śmiercią i piekłem (w podobny sposób przedstawiano postać Jezusa w bizantyjskich scenach anastasis (zstąpienie Chrystusa do otchłani). Wydaje się, jak gdyby uniesioną prawą ręką odprawiał od siebie potępionych. Jednak Jego wzrok nie wyraża karzącej złości, lecz kieruje się spokojnie ponad głowami apostołów i świętych do miejsca potępienia. Maryja, orędowniczka ludzkości, przytula się do swojego Boskiego Syna jakby szukała schronienia. Bezskrzydli aniołowie pod postacią młodzieńców trzymają z widocznym wysiłkiem narzędzia męki Pańskiej. Zmarli, obudzeni dźwiękiem trąb, podnoszą się ze swoich grobów. Takie przedstawienie zmartwychwstania zmarłych odpowiada wizji proroka Ezechiela (Ezechiel zobaczył ożywienie osuszonych kości Izraela, które na rozkaz Boga zamieniły się w armię żywych ludzi, Ez 37, 1 i n.). Nad zmartwychwstałymi błogosławieni unoszą się do nieba, zgodnie z opisem św. Pawła w 1 Tes 4, 16-17: „Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi, tak pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki, naprzeciw Pana i w ten sposób na zawsze będziemy z Panem” (M. Lurker, Słownik obrazów i symboli biblijnych, Poznań 1989, s. 141–142; J. Seibert, Leksykon sztuki chrześcijańskiej. Tematy, postacie, symbole, Kielce 2007, s. 288–289; D. Forstner, Świat symboliki chrześcijańskiej, Warszawa 1990, s. 107).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Szukamy Boga daleko, podczas gdy Bóg jest całkiem blisko. Czy można prosić o znaki, które miałyby wskazywać na istnienie światła, skoro naprawdę to właśnie światło umożliwia zaistnienie wszelkiego znaku? Czy można pytać o ojca nadziei, jeżeli bez jakiejkolwiek nadziei nie jest możliwe żadne pytanie? Szukamy Boga, ponieważ zostaliśmy uprzednio dotknięci przez Boga. Bóg dotyka nas tak, jak dotyka nas światło, o którym nie wiemy, skąd się bierze, i pokonuje nas tak, jak pokonuje nas nasza najgłębsza nadzieja, to znaczy – zarazem nas rodząc. Bóg jest inny niż światło, inny niż ludzcy ojcowie. A jednak jakoś w swym działaniu podobny do światła i do ludzkich ojców. Dlatego twarz Boga jest tajemnicą nie tyle przez swe oddalenie, ile przede wszystkim przez swą bliskość” (J. Tischner, Zrozumieć własną wiarę, Kraków 2012, s. 61).

3. Z życia wzięte

„Stał samotnie w Kaplicy Sykstyńskiej, mając przed sobą w górze kłębiące się szeregi postaci z Księgi Rodzaju. Dokonywał szczegółowego przeglądu ściany ołtarzowej. (...) Michał Anioł był szczęśliwy podczas tych miesięcy spokojnego rysowania w swej pracowni. Rysowanie, podobnie jak jedzenie, picie i spanie, wraca siły człowiekowi. Ręka, prowadząca ołówek, wpadała na trop twórczych idei. Dzień Sądu Ostatecznego, zgodnie z tym, co zapowiada wiara chrześcijańska, ma wypaść na koniec świata. Czyż to możliwe? Czyż Bóg miałby stworzyć świat, aby go porzucić? Bóg sam zadecydował, że stworzy człowieka. Czyżby zatem nie był dość potężny, aby zapewnić światu istnienie na zawsze, pomimo zła? Czyżby tego nie chciał? Każdy człowiek wydaje na siebie wyrok przed śmiercią, albo spowiadając się ze swych grzechów, albo umierając bez żalu. Czyż Sąd Ostateczny nie będzie zapowiedzianym przez Boga millenium, które się zacznie, gdy Chrystus stanie wśród narodów ziemi, aby rozpocząć sąd? Michał Anioł nie wyobrażał sobie, aby mógł wymalować Sąd Ostateczny jako coś już dokonanego. Mógł go przedstawić w chwili rozpoczęcia. Pokaże w tym momencie bolesny osąd człowieka nad samym sobą, bez żadnych osłon ani oszustw. Wierzył, że każdy odpowiedzialny jest za swoje postępowanie na ziemi, że każdy ma sędziego w swej duszy. Czyż nawet piorunująco gniewny Chrystus nałoży cięższą odpłatę? Czy dantejski Charon, płynący łodzią po Acheroncie, może czyniących zło zepchnąć w głębsze, wieczyste otchłanie piekieł niż niezafałszowany wyrok człowieka na samego siebie?

Od chwili, gdy jego pióro dotknęło papieru, szukał konturu ludzkiej postaci, rysował każdą figurę nerwową kreską, by zasugerować, że rozpaczliwa konieczność zmusza tych ludzi do ruchu. (...) Każdy mężczyzna, kobieta czy dziecko mieli zarysowywać się wyraziście jasno dla podkreślenia godności ludzkiej; każda istota ludzka jest indywidualnością i ma swą wartość. To przekonanie stanowi podstawę odrodzenia ludzkiej nauki i wolności, jakie powstało we Florencji po tysiącleciu ciemnoty. Nigdy nie będzie można zarzucić jemu, Michałowi Aniołowi Buonarroti, Toskańczykowi, że człowieka – choćby nawet znajdował się on w drodze do niebios czy piekieł – sprowadził do roli niezindywidualizowanej cząstki pierwotnej masy. Chociaż nie przyznałby się do tego, jego ramiona były zmęczone dziesięcioletnią nieprzerwaną pracą nad rzeźbieniem posągów dla kaplicy Medyceuszów. Im dłużej przyglądał się sklepieniu Sykstyny, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że malarstwo, mimo wszystko, może być szlachetną i trwałą sztuką.

Ogólny plan ściany w Kaplicy Sykstyńskiej był już ukończony. (...) Zgiełkliwa horda istot ludzkich otaczała Chrystusa w wewnętrznych bliskich kołach i w zewnętrznych dalekich; pionowe kolumny ciał wznosiły się w górę po jednej stronie, opadały po drugiej i jedynie chmury pod stopami Chrystusa stanowiły pustą przestrzeń. (...) Maria taktownie odwracała się od Syna, poddającego ludzkość bezlitosnemu sądowi, ponieważ ona sama temu sądowi nie podlegała. A może cofała się ze współczucia, że człowiek musi być sądzony, choć należy mu się to sprawiedliwie. Czy Bóg sądzi owce, woły, bydło, ptaki? Jako matka czyż nie czuła bólu na widok dusz potępionych, kurczących się pod wyciągniętą w słusznym gniewie ręką Jej Syna? Czy mogła uwolnić się od poczucia odpowiedzialności za Niego, chociaż był Synem Boga? Nosiła Go w swym łonie przez dziewięć miesięcy, karmiła piersią, opatrywała Mu rany. Jej Syn sądził synów innych matek! Dobrzy zostaną zbawieni, święci powrócą do nieba; ale wybrani wydają się tak nieliczni w porównaniu z niekończącymi się tłumami grzeszników. Wszystko, co robi Jej Syn, jest dobre; a jednak nie może nie dręczyć się myślą o strasznych cierpieniach, jakie nastąpią” (I. Stone, Udręka i ekstaza, Warszawa 2018, s. 647–662).