Odwaga w obliczu śmierci, ks. Piotr Andryszczak


Wydaje się, że czas jest rzeczywistością świetnie nam znaną, z którą jesteśmy całkowicie oswojeni, ponieważ cóż może być bardziej pospolitego niż to, że coś było, ale być przestało, że coś miało miejsce przed godziną i już nigdy nie powróci. Okazuje się jednak, że czas jest nie tylko realnością zwyczajną, ale również zatrważającą. Jesteśmy w stanie czynić wiele, bardzo wiele, byleby tylko nie myśleć o upływającym czasie i o jego kresie.

Postawa ta wyrasta ze słabej wiary. Człowiek, w którego myśleniu stanowi ona jedynie ledwo tlący się płomyk, patrzy na życie w sposób odległy od Ewangelii. Liczy się wówczas przede wszystkim nie to, co nastąpi po śmierci, ale najważniejsze jest tu i teraz. Wobec tego każda chwila ma być źródłem natychmiastowej przyjemności, wolnej od jakiejkolwiek przykrości i cierpienia. „Życia trzeba używać”. Przy takim podejściu myśl o tym, że przyjdzie taki moment, kiedy to wszystko trzeba będzie zostawić, okazuje się nieznośna. Nie dziwi więc, że czyni się wiele, aby człowiek współczesny o śmierci myślał jak najmniej. Nie można wprawdzie jej pokonać, ale usiłuje się uczynić ją niezauważalną. Kiedyś przy umierającym czuwała rodzina i sąsiedzi, godzinami śpiewając pieśni i odmawiając modlitwy. Obecnie człowiek zazwyczaj umiera sam.

Nie ulega wątpliwości, że jednym z najbardziej skutecznych sposobów oceny naszej wiary jest przyjrzenie się postawie wobec śmierci. Jeżeli jest ona pełna lęku, to dowód na to, jak wiele w tej dziedzinie powinniśmy zrobić. Pomaga nam w tym Ewangelia, która mówi: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie!”. Męstwo chrześcijanina zatem ma być oparte na dojrzałej wierze, a stosunek do śmierci ma być elementem jego pełnego odwagi odniesienia do życia. Tego uczy nas Pan Jezus. On zawsze promieniował odwagą. Nie bał się głosić słuchaczom prawd niepopularnych ani też nie uchylał się przed ostrymi polemikami ze swoimi przeciwnikami. Nade wszystko zaś wykazał się wyjątkową odwagą. W ogrodzie Oliwnym przez kilka godzin zmagał się ze strachem przed cierpieniem i śmiercią. Wyszedł jednak z tych zmagań zwycięski, ucząc nas, że prawdziwa odwaga nie polega na tym, by niczego się nie bać, lecz na tym, by umieć lęk pokonać.

Nie bójmy się spojrzeć w oczy naszej własnej śmierci. Wsparcia udziela nam słowo Boże. „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce”. Chrystus Pan, zgodnie z tym, co sam powiedział, jest przyjacielem każdego z nas, a każda autentyczna przyjaźń pragnie nieśmiertelności. W przypadku Boga nie jest to jedynie mglistym marzeniem. U niego słowo jest czynem. Jeśli więc my nie okażemy się wiarołomcami i dochowamy wierności naszej z Nim przyjaźni, to On sprawi, że śmierć będzie dla nas jedynie łagodnym przejściem, dzięki któremu to, co przetrwało próbę doczesności, będzie trwać wiecznie.

Jesteśmy zanurzeni w czasie i wobec tego faktu musimy postępować w sposób godny ucznia Syna Bożego. Nie można nim być na ziemi bez męstwa, ponieważ tchórz nie jest zdolny do złożenia świadectwa wartości chrześcijańskich w niechrześcijańskim świecie. Bez odwagi najpiękniejsze deklaracje i najgorętsze zapewnienia zamieniają się w puste hasła. A zatem: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10,28). Niech te słowa towarzyszą nam na co dzień, kształtując serce mężne, dla którego śmierć będzie ostatecznym krokiem ku szczęśliwej wieczności.