Moja postawa wobec Boga, ks. Kazimierz Skwierawski


Dzisiejsze święto jest przede wszystkim wielkim pytaniem o naszą religijną postawę. Polega ona w pierwszym rzędzie na wiernym wypełnianiu woli Bożej. A zatem chodzi o wierność wobec tego, co kochający nas Bóg ukazał w swojej świętej woli i do czego nas wezwał.

Maryja i Józef to wspaniałe przykłady osób, które zawsze stawiały się na wezwanie Boga i przez całe życie wypełniały Jego wolę. Dlatego przybywają do świątyni, bo Bóg tak wyraźnie zarządził, a oni w woli Bożej są zakochani i w niej pokładają całą nadzieję. Święty Łukasz podkreśla aż cztery razy, że wszystko wypełnili według Prawa Pańskiego, a więc uczynili tak, jak Bóg polecił. Słyszymy też, że podobną postawę pełnienia woli Bożej i posłuszeństwa Duchowi Świętemu wykazali starzec Symeon i prorokini Anna.

Zatem człowieka winno cechować pragnienie zachowania Bożego prawa na każdy dzień życia, w każdej minucie. Znane jest powiedzenie: „jak człowiek żyje, tak się modli” i odwrotnie: „jak się modli, tak żyje”. Czy więc moja religijna postawa jest wielbieniem, czy znieważaniem Boga? Czy chcę wypełniać Jego wolę całym sercem i rzeczywiście się w to angażuję, czy może podchodzę do niej wybiórczo, tak jak mi się w danej chwili podoba? Odpowiedź na te pytania każdy z nas musi dać sam, kiedy patrzy retrospektywnie na swoje życie, jak i przez pryzmat uczestnictwa w Mszy Świętej.

Prorok Malachiasz mówi o wejściu Boga do świątyni. Używa słów bardzo znamiennych: „nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie” (Ml 3,1). Zaś św. Łukasz, mówiąc o Symeonie, przedstawia go słowami: „A żył w Jerozolimie człowiek imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim” (Łk 2,25). Zatem dopiero pełnienie woli Bożej – we wszystkim i do końca – rodzi właściwe pragnienia i oczekiwania człowieka. Bo jeżeli naprawdę wypełniam wolę Boga, wtedy między mną a Nim rodzi się więź i bezkresna przestrzeń pragnienia i oczekiwania. Czy więc naprawdę jestem człowiekiem religijnym? Jakie są moje pragnienia i oczekiwania? Czego się po Bogu spodziewam i czy w ogóle czegokolwiek się spodziewam?

Człowiek powinien się spodziewać od Boga wszystkiego, a także o wiele więcej! Wszystkiego, bo tylko On jeden jest w stanie zaspokoić moje pragnienia. A o wiele więcej, gdyż Bóg chce mi dać niepomiernie pełniej, niż mógłbym sobie wyobrazić czy wymyślić. Bóg może pomóc mi w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Ale czy Mu ufam? Czy Go pragnę? Czy od Niego wszystkiego oczekuję?

Takim człowiekiem jest Symeon. Nie dziwimy się więc jego obecności w świątyni w tej właśnie chwili, gdy Józef i Maryja wchodzą do niej z Jezusem, ani temu, co czyni. A on wykonuje istotny i najbardziej sensowny gest: bierze Jezusa w swoje ramiona. Człowiek prawdziwie religijny przyjmuje Jezusa do serca zarówno w czasie Eucharystii, jak i podczas modlitwy po to, aby wraz z Nim iść przez życie. Autor Listu do Hebrajczyków pisze wspaniałe słowa: „[Bóg] nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe” (Hbr 2,16). Wiemy, że Abraham jest ojcem wierzących, a więc Bóg przygarnia każdego, kto wierzy. A nawet gdy ktoś nie wierzy i jest daleko od Niego, to On wciąż go szuka i pragnie przygarnąć do siebie. To jest też bardzo ważny element religijnej postawy. Czy dziś po obudzeniu się pierwszą moją refleksją było: idę na Mszę Świętą, a przychodzący Bóg przygarnie mnie do siebie. Czy już wówczas budziły się ogromne pragnienia i wielka wdzięczność? Bo przecież tak wiele spodziewam się od Boga i nie mam zamiaru niczego utracić z tego, co On chce mi dać.

Zrozumiałem, że dzięki miłości Boga jestem otoczony Jego opieką, dlatego nie mogę nie przygarnąć Go do swojego serca. Wszak jestem spragniony Boga i przygotowany na Jego przyjęcie przez zachowywanie przykazań, rad i wskazań oraz przez wielkość pragnienia, oczekiwania i spodziewania się. Tym żyłem, idąc do świątyni. Tym żyję, będąc w niej. Moja radość dojdzie do szczytu, kiedy Jezus wezwie: „Chodź! Bierz i jedz – to jest moje Ciało (por. Mt 26,26). Chcę, abyś Mnie wziął, tak jak wziął Mnie wtedy Symeon, i żebyś ze Mną poszedł, tak jak on chodził ze Mną pełen Ducha Świętego. Dlatego wiedział, kiedy i gdzie ma przyjść i co ma robić. Ja chcę wyjść z Tobą poza drzwi świątyni i iść dalej! Mam moc pomóc ci we wszystkim i poprowadzić cię zmiennymi drogami twojego życia – tymi pełnymi radości, jak i boleści; tymi pewnymi i niepewnymi; tam, gdzie są czytelne drogowskazy, i tam, gdzie się pojawiają znaki zapytania; kiedy Mi ufasz, jak i wtedy, gdy budzą się w tobie wątpliwości. Mam moc wszędzie cię poprowadzić! Ale czy zechcesz Mnie zabrać ze sobą? Czy zechcesz Mi zaufać, czy raczej będziesz dalej ufał sobie, swojej sile, inteligencji, przemyślności i układaniu wszystkiego według siebie? Jeśli pójdziesz sam, to zawsze będziesz błądził! Gdy pójdziemy razem, dojdziesz do celu”.

Oto niesamowite zaproszenie, które Bóg kieruje do każdego z nas. Tu nie chodzi o zamierzchłą historię, która opowiada, że Bóg przygarnia potomstwo Abrahamowe, ale o oczywistą prawdę, że On dziś mnie poszukuje, pragnie, przygarnia i miłuje zazdrosną miłością. Jaka jest zatem moja odpowiedź? Czy wezmę Jezusa tak, jak wziął Go Symeon? Czy będę o Nim mówił wszystkim jak prorokini Anna? Czy wezmę Go do swojego serca z takim pragnieniem, oczekiwaniem, fascynacją i szczęściem jak Symeon i Anna i, co najważniejsze, czy przeżyję z Jezusem nie tylko ten tydzień, ale całe życie? Czy pozwolę, aby mnie wciąż prowadził, abym przychodził na każdą Eucharystię bogatszy o to wszystko, cośmy wspólnie przeszli, przepracowali, przeżyli? Jeżeli na to pozwolę, wówczas umocni się moja wierność i pragnienie Boga będzie o wiele większe.

Oto cały sens święta, które dzisiaj przeżywamy. Bóg, wprowadzając swojego Syna do świątyni, wzbudza w Maryi i Józefie, w Symeonie i Annie zarówno wielkie zdziwienie, jak też napełnia ich wielką radością i ogromnym entuzjazmem. Oni nie pozostają obojętni wobec tego, co się dokonuje, co zobaczyli i usłyszeli. Zapatrzeni w nich, prośmy Boga, żeby nie było nigdy takiej Eucharystii, w której byśmy nie uczestniczyli, nie przyjęli Go w Komunii Świętej czy pozostali głusi na Jego słowo.

Pamiętajmy, że Bóg codziennie względem każdego z nas ma moc czynienia cudów! „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8).