Król na krzyżu – pozorna sprzeczność, ks. Janusz Mastalski


Tomasz Merton wyznał kiedyś swoją wiarę w następujący sposób: „Wierzę, że człowiek może się odrodzić do prawdziwego i godnego życia w każdym momencie swojej egzystencji. Wypełniając do końca wolę Bożą, może nie tylko stać się wolny, ale także zwyciężać zło”. Zachowanie dobrego łotra to właśnie takie odrodzenie. To czas, w którym śmierć staje się życiem, łzy zamieniają się w uśmiech, a rozpacz – w nadzieję.

W ten dzisiejszy dzień próbujemy na nowo odczytać zapowiedzi starotestamentalne, które spełniają się w pamiątce obchodzonej co roku. Pascha Chrystusa Króla staje się naszą paschą. Jest to nasze przejście, przekroczenie naszych ograniczeń i słabości. Popatrzmy dzisiaj w tym kontekście na Chrystusa.

Bóg-człowiek miał świadomość, że ofiara staje się często działaniem wbrew rozsądkowi. On wiedział doskonale, że krzyż jest szaleństwem, ale w tym szaleństwie, pójściu pod prąd, w tym, że niektórzy będą Go opluwać, kamienować, jest zwycięstwo, jest głęboki sens. Krzyż jest szaleństwem, ale jest także zbawczym zwycięstwem, dlatego ja, jako człowiek Paschy, muszę eliminować przede wszystkim wyrachowanie. Człowiek Paschy mocno neguje myślenie: „Czy mi się to opłaca? Czy mi się opłaca dużo modlić, poświęcać więcej czasu na spotkanie z Bogiem? Czy mi się opłaca walczyć z moim nałogiem, grzechem, który niszczy we mnie stan łaski uświęcającej?”.

Muszę eliminować również pychę, która nie prowadzi do Paschy, tylko pokazuje zupełnie inne wartości. Ojciec Święty Jan Paweł II mówił do wierzących: „Szymonie z Cyreny, bądź solidarny z człowiekiem, który cierpi! Pomóż mu. Zamień przymus zewnętrzny na wewnętrzną potrzebę serca”. Jeśli jestem człowiekiem pokornym, bo potrafię dzielić się z innym swoim czasem, dobrocią, która przecież w każdym z nas jest, w imię ofiary i odpowiedzialności za drugiego, będzie mnie stać na likwidowanie wszystkiego tego, co przeszkadza w byciu coraz bliżej Boga. Jeśli więc mam być człowiekiem Paschy, nie mogę polegać tylko na zdrowym rozsądku. Moja Pascha ma przekroczyć wszystkie granice rozsądku. To musi być decyzja serca: za wszelką cenę nie mogę zmarnować łaski wysłużonej dla mnie przez Chrystusa Króla. Do tego zobowiązuje mnie chrzest, którego skutki wspominamy w czasie każdej liturgii. Matka Teresa z Kalkuty wzywała wszystkich ludzi: „Stańmy się prawdziwym szczepem z winnicy Jezusa, szczepem przynoszącym zbawienie. Aby tak się stało, przyjmijmy Jezusa w naszym życiu, gdy spodoba Mu się w nie wkroczyć”.

Kiedy patrzymy dziś na wiszącego na krzyżu Chrystusa Króla, możemy mieć wątpliwości. Jak to? Prawdziwy i dobry król umiera w ten sposób? Czyż to nie jest paradoks? A może ta Pascha jest pustym frazesem? Może królestwo Boże jest tylko wyimaginowanym przez ludzkie pragnienie obrazem?

Chrystus Król wkracza dziś w nasze życie, abyśmy chcieli przekroczyć granice śmierci, granice swojej ograniczoności. Tak pięknie o tym pisał św. Bernard z Clairvaux:

Chrystus chciał umrzeć, abyśmy żyli,
chciał służyć, abyśmy królowali,
chciał być wygnańcem, abyśmy wrócili do ojczyzny,
chciał się poniżyć aż do śmierci, ażeby nas wynieść nad wszystkie dzieła rąk swoich.

Dzisiaj Chrystus wkracza w nasze życie z odnowionym stworzeniem. Nie prześpijmy tego spotkania, którym jest nasza Pascha, nasze wyjście z grzechu ku wolności dziecka Bożego. Wejdźmy do królestwa Bożego!