Dziękczynienie za życie, ks. Kazimierz Skwierawski


Dziś przeżywamy niezwykle radosny dzień. To jest wspaniała uroczystość. Trudno nie dziękować Bogu za to, że stał się człowiekiem. Jest to prawda zupełnie zdumiewająca; wspaniale przedstawia nam ją liturgia, przywodząc na myśl zaiste prorocze słowa psalmu, które dotyczą Jezusa.

Autor Listu do Hebrajczyków nie tylko, że nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że one dotyczą właśnie Jezusa, ale podkreśla, że w Nim się wypełniają. Te słowa pozwalają nam sięgnąć w głębię tajemnicy Trójcy Świętej.

Pismo Święte mówi, że Bogu Ojcu nie podobały się liczne ofiary całopalne – mimo że były składane na podstawie Prawa! – dlatego że nie oddawały Mu należnej chwały. Możemy sobie to łatwo wyobrazić, jeśli weźmiemy pod uwagę chociażby ofiarę, jaką składa Kain. Bogu nie podoba się to, co robi Kain, bo czyni on coś, co mogłoby wskazywać na szukanie chwały Bożej, a w gruncie rzeczy – przez zazdrość i nienawiść względem brata – jest od tego bardzo dalekie.

Tak dzieje się wciąż w historii świata. Syn Boży przychodzi po to, aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu (por. Mk 10,45), i w ten sposób uwielbić Ojca. Jezus pragnie, aby stworzenie prawdziwie oddawało cześć Stwórcy, dlatego z głębi Jego Serca wydobywa się wołanie: „Oto idę − w zwoju księgi napisano o Mnie − abym pełnił wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,7). Ileż miłości mieści się w tym, co mówi Syn do Ojca. I z tym właśnie przychodzi na ziemię i staje się człowiekiem w momencie, kiedy Maryja podczas zwiastowania, po rozważeniu słów anioła, mówi: niech mi się stanie” (Łk 1,38).

Oto tajemnica, której nie jesteśmy w stanie przeniknąć, możemy jedynie przyjąć ją w pokornej adoracji. Oto przedziwna chwila, w której Bóg staje się człowiekiem. Chwila tajemnicza, o niezwykłej doniosłości, ocieniona Duchem Świętym. W niej bowiem zaczyna się w pełni objawiać ogromna miłość Stwórcy i realizuje się to wszystko, co Bóg zamyślił sobie względem człowieka. Dlatego św. Paweł pisze: Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo” (Ga 4,4-5). Te słowa najlepiej tłumaczą naszą obecność w tej świątyni, bo są tu ci, którzy je usłyszeli i wzięli sobie do serca. Syn Boży po to przyszedł na świat i stał się człowiekiem, abyśmy stali się prawdziwymi dziećmi Ojca i braćmi Jezusa złączonymi z Nim. Abyśmy przez tę niepojętą łączność i więź miłości stawali się coraz bardziej podobni do Niego i mogli również podobać się Ojcu. W tym zawiera się sens naszego życia i zdumiewająca oraz fascynująca perspektywa, która sprawia, że niezależnie od tego, co by się działo, nie powinniśmy się nigdy smucić, lecz zawsze radować, bo jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga.

Widziałem kiedyś w programie telewizyjnym starego Żyda. Bardzo wiekowy człowiek, z długą brodą, mówiący już z dużym trudem. Sympatyczna postać. A z drugiej strony ogromny dramat, bo oto ten, który dochodzi kresu swojego ziemskiego życia, oczekuje wciąż Mesjasza. Jakby to wszystko, co się dokonało w przyjściu Chrystusa, było iluzją, jakby w ogóle nie zaistniało. On wciąż czeka na nadejście Mesjasza, który przecież przyszedł dwa tysiące lat temu i nie mógł już bardziej wyciągnąć do człowieka swoich dłoni i swojego serca. Oto ogromny dramat tego członka narodu wybranego. Ale jakże wiele podobnych dramatów rozgrywa się wśród ludzi, którzy zostali ochrzczeni i w swoim życiu też rozmijają się z Chrystusem. Ilu jest takich ludzi, choćby w naszej ojczyźnie.

Dzisiejsza uroczystość jest obchodzona także jako Dzień Świętości Życia i dziękczynienia za dar życia. Dziękujemy Bogu najpierw za to, że stał się człowiekiem, za życie, które „objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy” (1 J 1,2). Jest to więc dzień dziękczynienia za życie Słowa, które stało się ciałem, objawiło się i z nami pozostało, wypełniając to wszystko, co zaplanował Ojciec.

Jakże niesamowita jest chwila, kiedy pod sercem kobiety poczyna się nowy człowiek, tak jak począł się Jezus pod sercem Maryi, gdy anioł powiedział do Niej: Oto poczniesz i porodzisz Syna” (Łk 1,31). Maryja zareagowała na ten głos właściwie. Zezwoliła nie tylko na to, aby począł się w Niej Syn Boży, ale także na to, aby się urodził i mógł pójść drogą całkowitego posłuszeństwa Ojcu.

Pytamy, na czym polega ogromny dramat wielu ludzi ochrzczonych. Między innymi na tym, że nie potrafią docenić znaczenia tego błogosławionego momentu, kiedy pod sercem kobiety poczyna się człowiek, a więc poczyna się nowa obietnica, którą Bóg daje najpierw ojcu i matce, potem rodzinie, społeczeństwu, Kościołowi i światu. I nigdy nie wiemy, jakiego rodzaju jest to obietnica. Na pewno jest ona wielka, ale dopiero życie pokazuje jak bardzo!

Jakiż wielki jest dramat chrześcijan, którzy mają na ustach słowa Jezusa i Maryi, często czynią znak krzyża, ale – tak jak ów biedny stary Żyd – również nie rozpoznają dnia nawiedzenia Boga. Bo On nawiedza człowieka nie tylko w swoim Synu, ale w każdym przychodzącym na świat człowieku. On nas wciąż ubogaca, bo każde nowe życie to ogromne bogactwo, z którego możemy wiele zaczerpnąć!

Dziękujmy Bogu za to, że tak bardzo umiłował każdego z nas, że zechciał, abyśmy zaistnieli. Dzień Świętości Życia to także nasz dzień! Więc popatrzmy na swoje istnienie okiem dobrym i sercem pełnym wdzięczności za to, że jesteśmy i że się tyle w naszym życiu mogło wydarzyć. Czy nieustannie pytamy Boga, jak Jego obietnica ma się w nas wypełnić? A gdy ją lekceważymy – czy umiemy za to przepraszać?

Dziękujmy Bogu za życie, za wiarę, za chrzest i bądźmy naprawdę wyznawcami Chrystusa, pełnymi radości, ubogacającymi siebie nawzajem i dającymi świadectwo, tak aby inni mogli odnajdywać w nas wiarę. Aby nie było chrześcijan, którzy praktycznie są niewierzący, ani ludzi wciąż czekających na Mesjasza, który przyszedł już dwa tysiące lat temu.