Droga do nieba, kl. Łukasz


Często, gdy przewidywana jest przerwa w dostawie wody, jest to rozgłaszane przez megafon, aby ludzie mogli zgromadzić ją na czas, gdy zostaną zakręcone zawory. Większość z nas rozumie takie działanie i uznaje za coś normalnego. Gdyby jednak ktoś zaczął pytać przez megafon: „Ludzie! Czy chcecie iść do nieba?”, część uznałaby go zapewne za pomylonego, część być może stwierdziłaby (czasem wręcz żartobliwie), że i tak pójdą do piekła. Lecz jednak to nie koniec. Głos zapraszałby tych, którzy chcą iść do nieba, słowami: „Chodźcie ze mną, weźcie swoje megafony i głoście wśród miast i wsi, że warto jest wejść na drogę wiodącą do nieba”. Jaka jest ta droga? Czy wszyscy mogą na nią wejść? Na te pytania odpowiada liturgia słowa 21. niedzieli zwykłej.

Prorok Izajasz w pierwszym czytaniu przytacza słowa samego Boga, który wysyła swoich wybranych, by ogłosili Jego chwałę wszystkim narodom. Ci wybrani przez Niego ludzie mają przekazać innym to, czym żyją: pragnienie oglądania Jego chwały, życia z Nim w pełnej łączności. Mają oni iść do narodów pogańskich. Być może i ja dostrzegam dzisiaj w swoim środowisku „trudne tereny” do głoszenia Ewangelii. Pierwszym jednak etapem głoszenia jestem ja sam, bo z czym pójdę do ludzi, jak nie z tym, czym sam żyje... Muszę dać się ewangelizować, stale wzniecać w sobie pragnienie nieba. Bóg będzie przychodził z umocnieniem wiary zarówno poprzez świadectwo innych, jak i bolesne doświadczenia. Może narodzi się bunt przed przyjęciem świadectwa wiary od kogoś, kogo uważam za mniej zdolnego czy mniej inteligentnego. Mówiło się niegdyś dość złośliwie, że jesteśmy w jakiejś dziedzinie sto lat za Murzynami. Popatrzmy jednak na żywą wiarę mieszkańców Afryki. Podczas przeistoczenia radośnie klaszczą, witając zstępującego w Hostii Jezusa, podczas gdy niektórzy młodzi ludzie u nas w kraju, zamiast przyklęknąć, kucają w obawie o zabrudzenie sobie odzieży.

Ludzkość od początku dziejów świata znała system kar i nagród. Rozmaite kodeksy karne przyczyniały się do zaprowadzenia porządku w państwach. Doświadczenia, które na nas spadają, dopuszcza Ojciec Niebieski. Nie są one karą za grzechy, ale mają na celu przypomnieć nam właściwy kierunek drogi – niebo. Ktoś powiedziałby: „Co to za ojciec, który krzywdzi swoje dzieci?”. To pytanie ludzie zadawali sobie również wiele wieków temu, widząc smutek z powodu bolesnych doświadczeń. Patrzyli oni jednak na cierpienie z punktu widzenia życia ziemskiego, widząc w nim tylko krzywdę.

Autor Listu do Hebrajczyków pisze, że „ tego Pan miłuje, kogo karze”. Bóg chciałby, abyśmy żyli wiecznie w niebie, dlatego dopuszcza różne doświadczenia, by przyniosły w duszach obfite owoce, kierując nasze oczy ku niebu. I mnie często trudno jest spojrzeć w niebo, widząc ból i cierpienie innych. To właśnie ludzie doświadczeni cierpieniem uczą nas takiego patrzenia. Jeszcze kilka lat temu polskie gazety rozpisywały się o sparaliżowanym Januszu Świtaju, który domagał się eutanazji. Jednak za jakiś czas media zamilkły. Nie pisały już o tym, że pan Janusz spotkał ludzi, którzy opowiedzieli mu o Bogu. Nikt nie wspominał o fundacji, którą założył, o planach, a przede wszystkim o jego głębokiej wierze. Gdyby jednak wcześniej ktoś wywiózł go za granicę i pomógł w samobójstwie, umierałby z przeświadczeniem, że kończy z sobą na zawsze. Teraz jednak, mimo cierpienia i ograniczeń, żyje nadzieją nieba.

Pierwsze pytanie, jakie pada w czytanym dziś fragmencie Ewangelii brzmi: „Czy tylko nieliczni będą zbawieni?”. Gdy je słyszę, przypomina mi się rywalizacja ze szkoły: nie cieszy to, co ja mam i co mają inni, ale tylko to, czym mogę zaimponować kolegom. Wzbudzone we mnie pragnienie nieba winno promieniować na ludzi znajdujących się w moim otoczeniu. Przecież Jezus mówi do swoich uczniów również takie słowa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”. Jednak kroczenie drogą prowadzącą do nieba wymaga wysiłku – pracy nad sobą. Mistrz z Nazaretu podaje przykład człowieka, który puka do drzwi, bo chce wejść do domu, lecz gospodarz nie otwiera mu, mimo że pukający powołuje się na znajomość z nim. Sama znajomość Pisma Świętego, teologii, katechizmu nie czyni godnym przebywania w królestwie niebieskim. Ich znajomość to jedynie wstęp. Znajomość Jezusa rozpoczyna się, gdy człowiek zaczyna żyć sprawiedliwie. Tych, którzy nie mogą być wpuszczeni, Jezus nazywa „dopuszczającymi się niesprawiedliwości”. Czym więc jest owa sprawiedliwość? Sprawiedliwość ma wielorakie funkcje i łączy się z różnymi cnotami, gdyż ma ona, jak pisze św. Tomasz z Akwinu, dwie części: odstępować od zła i czynić dobro. Życie w sprawiedliwości każdy realizuje tam, gdzie go Stwórca postawił.

Wzywając do podjęcia drogi zbawienia, Bóg zaprasza nas do tego, abyśmy tym pragnieniem zarażali innych. Dobrze tę prawdę oddaje tekst Edwarda Stachury Ite missa est. Tytuł to nawiązanie do słów, którymi kończy się każda Msza Święta. Utwór rozpoczyna się słowami: „Idź, człowieku, idź, rozpowiedz, idźcie wszystkie stany, kolorowi, biali, czarni”. Nie ważne, jaki wykonujesz zawód, ile masz lat, jakiej jesteś narodowości, twoim powołaniem jest głoszenie Chrystusa.