Dać odpowiedź na wołanie, ks. Kazimierz Skwierawski


Bracia i siostry, wysłuchaliśmy Ewangelii (J 11,32-45), która mówi nam przede wszystkim o sercu Boga, tym sercu, które czcimy w każdy pierwszy piątek miesiąca. To serce skłania się ku człowiekowi. Kiedy wspominamy to wszystko, co działo się między Jezusem a Łazarzem, Marią, Martą i innymi ludźmi, którzy byli tam obecni, to widzimy bardzo ostro to jedno: serce Boga-człowieka, Jezusa Chrystusa, zwraca się ku człowiekowi. Jest tak bliskie człowiekowi, tak bardzo przepełnione pragnieniem bycia z nim i czynienia temu człowiekowi dobrze.

Ta scena mówi nam o stałym nastawieniu Boga względem każdego człowieka. Tak pięknie umiała to ocenić Maria, gdy powiedziała: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Wypowiedziała w tych słowach prawdę, że tam, gdzie jest Chrystus, tam jest życie. Jeśli człowiek jest w Chrystusie, to żyje. Śmierć nie ma nad nim żadnej władzy.

Kiedy gromadzimy się dzisiaj, to uświadamiamy sobie powinność naszej modlitwy za zmarłych. Najpierw przychodzi do nas świadomość, że to przede wszystkim sam Bóg w swoim Synu pochyla się nad każdym człowiekiem. Że to przede wszystkim i najpierw Bogu samemu zależy na każdym człowieku. To jest ta bardzo krzepiąca prawda, która wprowadza nas dzisiaj w tajemnicę Kościoła cierpiącego, oczyszczającego się. W tajemnicę Kościoła, który tak bardzo oczekuje spotkania ze swoim Stwórcą. Słyszymy to wołanie Kościoła: „Boga żywego pragnie moja dusza”.

Któż tak woła? Któż tak prawdziwie woła, jeśli nie ci wszyscy, którzy odeszli z tego świata, ale ciążą na nich jeszcze winy, które są do odpokutowania. To oni, świadomi wielkiej miłości Boga, pragną spotkania z Nim. To z nich wydobywa się to wielkie wołanie. Oni mogą ocenić wielkość Bożej miłości, ale im trafniej i pewniej ją oceniają, tym bardziej pragną spotkania z Bogiem i tym bardziej cierpią z powodu oddalenia.

Usłyszmy ten głos, który idzie od nich ku nam, który wielkim wołaniem odbija się dzisiaj na całej ziemi: „Boga żywego pragnie moja dusza”. Nie ma żadnego innego zaspokojenia dla człowieka, jak być z Bogiem. Nie ma innych prawdziwych pragnień, które człowiek ma i które winien zrealizować. To wołanie Kościoła oczyszczającego się dotyka tak bardzo naszych dusz, naszych serc, naszych sumień, bo jest to wołanie zobowiązujące do wstawiennictwa, a więc zobowiązujące do tej miłości, która jest w Chrystusie.

Słyszeliśmy cudowne słowa, które Pan Jezus zaniósł do swojego Ojca: „Ojcze, Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz”. Te słowa skłaniają nas ku wielkiej modlitwie do Ojca w niebie. My możemy połączyć się z Jezusem w tym wołaniu, bo przecież od momentu chrztu – kiedy w Chrystusie wszyscy staliśmy się przybranymi synami – to wołanie prawdziwie może stać się i naszym.

My ze względu na Jezusa – tak jak się modlimy w Eucharystii: „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” – możemy w taki sam sposób wołać do naszego Ojca w niebie za każdego naszego zmarłego, za wszystkich, którzy oczyszczają się w mękach czyśćcowych i pragną naszego wstawiennictwa. Wszyscy możemy wołać w ten sposób i to jest cudownie piękna natura miłości, ale każdy z nas musi wołać w prawdzie, w Chrystusowej prawdzie! A to się domaga od nas miłości, która jest przede wszystkim absolutną niezgodą na grzech, na oddalenie się od Jezusa. Mogę wołać: „Ojcze, Ja wiedziałem, że Ty mnie zawsze wysłuchujesz”, jeśli jestem w jedności z Jego Synem, jeśli trwam w łasce uświęcającej. Wtedy może się zrealizować i wypełnić moja modlitwa, moje wołanie.

Bądźmy odpowiedzialni za to, żebyśmy zawsze z naszych serc mogli do Boga zanosić w prawdzie tę modlitwę, powołując się na naszą autentyczną jedność i bliskość z Jezusem. Wtedy możemy tak wiele dobra uczynić dla tych, którzy wołają do nas o pomoc, a równocześnie zbawiać własne dusze.