Cztery możliwości, ks. Kazimierz Skwierawski


Bardzo ciekawe słowa kieruje do nas św. Piotr: „To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani” (1 P 2,20-21). Spróbujmy je zatem rozważyć, gdyż pozwalają nam wniknąć w cztery często obserwowane w życiu sytuacje.

Oto pierwsza z nich. Ktoś dopuścił się złego postępku i został za to ukarany; teraz cierpi z powodu ponoszonej kary bądź dlatego, że ciągnie się za nim zła opinia, na którą sam sobie zapracował. Takie zachowanie nie może się Bogu podobać, zwłaszcza gdy czyni tak chrześcijanin, bo przede wszystkim nie powinien on czynić zła. Często jest jednak tak, że ten, kto ponosi słuszną karę za zły czyn, ma pretensje, że jest doświadczany cierpieniem i nazywa to krzyżem. Tymczasem nie jest to ani krzyż, ani żaden powód do narzekań. Cierpi bowiem z powodu świadomie i dobrowolnie popełnionego zła, a jego poczucie krzywdy – niezależnie od tego, czy pochodzi z zewnątrz, od piętnujących go ludzi, czy z głębi jego sumienia, które wskazuje mu, że postąpił źle – powinno go prowadzić nie do użalania się nad sobą, lecz do wnikliwej refleksji.

Sytuacja druga. Ktoś czyni źle i wcale nie spotyka go z tego powodu cierpienie. Jakże często zdarza się, że ktoś kłamie w żywe oczy i nie doświadcza z tego powodu żadnych negatywnych skutków. Nie cierpi wewnętrznie, bo zagłuszył całkowicie swoje sumienie, ani zewnętrznie, bo coraz bardziej rozszerza się społeczne przyzwolenie na czynienie zła. Trzeba bardzo mocno podkreślić, że to się Bogu nie podoba! Brak cierpienia w takiej sytuacji, to nie jest żaden zysk dla czyniącego zło, ale jego wielka klęska. On bowiem utwierdza się w przekonaniu, że wolno okłamywać innych, że to się opłaca, i nie tylko nie doznaje wyrzutów z tego powodu, ale jest z siebie wręcz zadowolony.

Rozważmy jeszcze jeden przykład. Kiedy spojrzymy na historię naszego kraju, chociażby tę sprzed kilkudziesięciu lat, widzimy, ilu ludzi zostało skrzywdzonych, niesłusznie oskarżonych, a nawet skazanych na śmierć. Ale czy ktoś został z tego powodu ukarany? Czy ktoś z tego powodu cierpi? Nikt! Nie słyszeliśmy o żadnym procesie, który ujawniłby popełnione zło i wymierzył sprawcom stosowną karę.

Biada tym wszystkim, którzy źle czynili i nadal tak postępują, wyrządzając krzywdę innym, a nie ponoszą z tego powodu żadnych konsekwencji! Jest to sytuacja najgorsza z możliwych, bo nie mają szans, by dojrzeć do nawrócenia. Grzęzną coraz bardziej w grzechu, mając fałszywe poczucie, że wszystko jest w porządku, że nie dzieje się nic złego. Ale to się Bogu bardzo nie podoba!

Sytuacja trzecia. Ktoś czyni dobrze i nie spotyka go za to cierpienie. Taki stan rzeczy uważamy za najbardziej naturalny. Przecież tak właśnie powinno być! Czynimy to, co jest zgodne z wolą Bożą, więc niby dlaczego mielibyśmy doznawać jakichkolwiek cierpień. Spodziewamy się raczej Bożego błogosławieństwa, bo mamy mocne przekonanie, że za każde uczynione dobro powinniśmy być nagradzani i chwaleni, doświadczając błogiego pokoju i niczym niezmąconej radości. Chociaż Pan Bóg rzeczywiście za dobro nagradza, a za zło wymierzy kiedyś sprawiedliwość, to jednak nie o tym przypadku powiedziano: to się Bogu podoba.

I wreszcie czwarta sytuacja. Czas paschalnej radości, który właśnie przeżywamy, jest szansą dojrzewania do przyjęcia tego, co się naprawdę dokonało w życiu Jezusa. To On przeszedł przez ziemię, dobrze czyniąc (por. Dz 10,38). On jeden nigdy nie popełnił żadnego zła i nikt nie mógł Mu udowodnić grzechu (por. J 8,46). A przecież to Jemu cierpienie towarzyszyło przez całe ziemskie życie, a niewyobrażalne apogeum osiągnęło w czasie męki i śmierci krzyżowej. Właśnie na Nim wypełniły się słowa: „To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani” (1 P 2,20-21).

Starajmy się coraz lepiej rozumieć przedstawione tu sytuacje. Jeśli czynimy źle i cierpimy z tego powodu, nasze cierpienie nie ma uzasadnienia, bo nie powinniśmy źle czynić. Jeśli źle czynimy i nie spotyka nas z tego powodu cierpienie, jest to sytuacja wprost tragiczna, bo niczego nie rozumiejąc, żyjemy jak ten, kto nie odróżnia swojej prawej strony od lewej, i zmierzamy ku zagładzie (por. Jon 4,11). Jeżeli natomiast czynimy dobrze, a nie doznajemy cierpień, sytuacja – choć jest obiektywnie słuszna – może uśpić w nas ewangeliczną czujność i być błędnie przez nas interpretowana: że tak zawsze powinno być. Takim myśleniem bardzo się osłabiamy i w chwili, kiedy przychodzi cierpienie, upadamy, załamujemy się, złorzeczymy, a czasem nawet oddalamy się od Boga.

A przecież właśnie o tej jednej sytuacji powiedziano, że „to się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia” (1 P 2,20-21). I wcale nie chodzi o to, że Bogu podoba się cierpienie, rzecz bynajmniej nie w tym, żeby z powodu dobra spotykało nas zło; chodzi o coś o wiele głębszego: abyśmy się nauczyli przyjmować cierpienie, które dotyka nas z powodu wierności Jezusowi. Bowiem: „On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie” (1 P 2,23).

Chrześcijanin to człowiek, który dobrze czyni. A jeśli ktoś dobrze czyni ze względu na Chrystusa, to nie uniknie prześladowań. I tu każdy z nas może spojrzeć na cierpienia, które go dotykają. Jakże boleśnie dotyka niewierność współmałżonka; jakże często cierpią młodzi ludzie, którzy przeżywają swoje narzeczeństwo w czystości i są z tego powodu wyśmiewani przez otoczenie; jakże ranią serca rodziców złe czyny ich dzieci czy innych bliskich osób; jakże jesteśmy wręcz zdruzgotani, kiedy ze wszystkich sił czynimy dobro, a spotyka się to ze społeczną dezaprobatą, bo zniszczone są ludzkie sumienia. Jakże wtedy bolejemy! Jakże się buntujemy, wyrzucając Panu Bogu, że to wielka niesprawiedliwość! A przecież św. Piotr tłumaczy wyraźnie: „Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami” (1 P 2,21). Jeśli zatem cierpię z powodu dobra, to cierpię z Jezusem, który za to dobro umarł. To jest bardzo trudna sytuacja, ale właśnie przez nią dojrzewamy do pełni chrześcijaństwa, głębi wiary, całkowitego opowiedzenia się za Chrystusem i naśladowania Go. Jeżeli czynilibyśmy dobrze i nie spotykałyby nas z tego powodu cierpienia, nigdy nie stalibyśmy się dojrzałymi w wierze i nie zrozumielibyśmy, co się rzeczywiście wydarzyło w życiu Jezusa.

Dzisiejsze słowo upewnia nas, że Bogu się podoba, jeśli potrafimy przetrzymać cierpienia, których doświadczamy, opowiadając się za dobrem, w jedności z Jezusem, stając się do Niego podobni. Wówczas bowiem dzieje się w naszym życiu coś niezwykłego: Chrystus już nie tylko w swoim ciele bierze na krzyż nasze cierpienia, ale bierze je również w naszym ciele. Bierze je nie tylko jako Głowa Mistycznego Ciała, ale także jako jeden z jego członków. Wtedy naprawdę dojrzewamy do pełni życia chrześcijańskiego, bowiem dokonuje się w nas to, o czym zaświadcza św. Paweł: „w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).

Przyjmijmy to, co nam Bóg objawia. Niech to będzie jasnym określeniem drogi naszego życia. I prośmy, abyśmy umieli wykorzystać łaskę i moc, której Jezus udziela nam codziennie, zwłaszcza w Eucharystii. Przyjmijmy od Niego tę pomoc, abyśmy dobrze czyniąc, mieli siłę przetrzymać cierpienia i przez to przymnażali dobra światu.