Co wybieram?, ks. Kazimierz Skwierawski


Bracia i Siostry, śpiewaliśmy kilka razy słowa: „Niechaj nas zawsze Pan Bóg bło­gosławi”. Mówią one o bardzo gorącym pragnieniu człowieka, żeby Pan Bóg nad każdym z nas nieustannie roztaczał swoją opiekę. A śpiewaliśmy tak nie dlatego, że Panu Bo­gu trzeba było o tym przypominać. Śpiewaliśmy nie dlatego, że Pan Bóg od czasu do czasu otacza nas swoim błogosławieństwem, a w in­nych momentach potrzebuje, żeby człowiek Go do tego przynaglał.

Wiemy, że Pan Bóg nieustannie i od zawsze otacza nas opieką. Daje nam rady i wskazania, które dla każdego z nas są możliwością ciągłego przeby­wania na drodze Jego błogosławieństwa. Pan Bóg wyraźnie wyznacza drogę. Pan Bóg mówi, co człowiek ma robić, jak się ma zachowywać, żeby nieustannie przebywać w or­bicie Jego błogosławieństwa, żeby z tej Jego łaski mógł nieustannie korzystać. Obojętnie, czy chodzi o doczesność człowieka, czy o cel jego ziemskiej wędrówki, jakim jest sam Pan Bóg.

To jest pierwsza bardzo ważna sprawa, o której nam Pan Bóg przypomina. A my zaglądamy w swoje serce i pytamy, jakie jest nasze podejście do tej Bożej łaski, do tego Bożego błogosławieństwa. I staramy się zrozumieć, co znaczy, że śpiewaliśmy takie sło­wa, bo one w gruncie rzeczy dotyczą nie tyle Pana Boga, ile nas samych. Po to śpiewa­my: „Niechaj nas zawsze Pan Bóg bło­gosławi”, byśmy siebie napominali i pytali: Czy ja wchodzę w krąg Bożego błogosławieństwa? Czy ja siebie dopinguję? Czy jestem na tyle mądry i odpowiedzialny za swoje życie i za życie innych ludzi, żebym wchodził w to od­działywanie Bożej łaski? Dlatego psalmista mówi potem bardzo konkretnie: „Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana i chodzi Jego drogami”. Bowiem przed każdym człowiekiem staje możliwość wyboru drogi Bożej i swojej własnej.

Dzisiejsza liturgia słowa pokazuje ten problem wyraźnie na przykładzie życia mał­żeńskiego i rodzinnego. Człowiekowi jest trudno ocenić tę wielkość Bożego błogo­sła­wieństwa. Ma on ogromną pokusę, aby się trzymać własnej drogi. Widzimy to bardzo jasno na przykładzie faryzeuszy i na przykładzie uczniów Chrystusa. Jedni i drudzy pytają Pana Jezusa, czy mąż może oddalić swoją żonę. Mówiąc krótko, pyta­nie dotyczy tego, czy można rozerwać więzy, jakie są między mężem a żoną, czy ich nie wolno rozerwać. Pan Jezus odpowiada bardzo jasno: „na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

Pan Jezus jeszcze raz bardzo wyraźnie pokazuje nam, że jest droga Boża: „co Bóg złą­czył”. I jest możliwość, że człowiek nie pójdzie tą drogą, kiedy będzie rozdzielał tę rzeczywistość, jaką jest małżeństwo. Widzimy – co znamienne – że problem nie dotyczy pogan. To jest problem ludzi bardzo religijnych. Faryzeusze byli stronnictwem szcze­gólnie szczycącym się tym, że starają się zachowywać prawo Boże. To oni przycho­dzą. I to wcale nie tak bezinteresownie i otwarcie, żeby rzeczywiście zostać pouczonymi. Oni przychodzą podstępnie. Przychodzą, aby Jezusa wystawić na próbę. Ale Pan Jezus bardzo wyraźnie i konsekwentnie ich poucza.

A kiedy Jezus przyszedł ze swoimi uczniami do domu, to oni jeszcze raz pytali Go o to samo. Ci, którzy chodzili z Nim – którzy byli obok Niego, którzy pierw­si byli przedmiotem ewangelizowania – oni też nie rozumieją. Oni jeszcze raz pytają. Moglibyśmy powiedzieć, że nie dosłyszeli albo niezbyt wyraźnie usłyszeli, dlatego chcą potwierdzenia. Czy to naprawdę tak, jak powiedziałeś? Czy myśmy się czasem nie prze­słyszeli, my, ludzie pobożni, religijni? Czy myśmy się czasem nie przesłyszeli, że mąż nie powinien porzucać żony i brać innej, a żona nie powinna porzucać męża i brać innego? Czy myśmy się czasem nie przesłyszeli?

Moi Drodzy, jest Boże błogosławieństwo i droga, którą sam człowiek sobie wyznacza. Jest to, co Bóg mówi, i to, co myśli człowiek. Bardzo jasno jest poka­zane, że Bóg daje człowiekowi drogę szczęścia: „Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana i chodzi Jego drogami. Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie”. Ta droga Bożego błogosławieństwa, na którą możesz wejść, to droga zachowania Bożego prawa, którą możesz wybrać, to droga, na której osiągasz szczęście. Natomiast droga, którą sobie sam wybierasz, porzucając Boże prawo, jest drogą za­twar­działego ludzkiego serca. Kiedy faryzeusze mówią, że „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić żonę”, Pan Jezus odpowiada bardzo wyraźnie: „przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych”, ale nie tak było od początku.

Jeszcze raz widzimy, że jest droga Bożego błogo­sławieństwa, dro­ga szczęścia, droga naszego Stwórcy. Wi­dzi­my, że człowiek ma skłonność do te­go, aby tego swojego szczęścia nie dostrzegać i żeby działać przeciwko niemu według przewrotności swojego zatwardziałego serca. Ma skłonność, aby nie słyszeć, co Pan Je­zus mówi. I potrafi nawet stwierdzić, że w ogóle nie istnieje droga wyznaczona przez Boga.

Dzisiaj słyszy się przecież – i to zarówno wśród ludzi niewierzących, jak i wśród teologów i filozofów – że nie ma czegoś takiego, jak prawo natury, że ktoś to sobie wy­myślił. A cóż to jest prawo natury? Prawo natury to jest właśnie to, co Pan Bóg usta­nawia. Bóg jest stwórcą. Wszystko, co jest na ziemi, razem z nami – ludźmi, to jest stworzenie. To jest prawo natury. I nie da się tego w żaden sposób zakwestionować. A Bóg stwarza wszystko wedle konkretnego prawa. I człowieka, jak mówi: „stwarza jako mężczyznę i niewiastę”. I to jest prawo natury. I nie ma żadnego innego.

Człowiek może według swojego zatwardziałego serca mówić to czy tamto, ale rzeczywistość jest niekwestionowalna, niepodważalna. Taka jest droga ludzkiego życia. Droga życia mężczyzny i kobiety. Na innym miejscu Pan Jezus powie, że niektórzy ludzie małżeństwa nie za­wie­rają, dlatego że się urodzili niezdolni do małżeństwa. Wiemy, że taka sytuacja w życiu może być. Rodzi się ktoś, kto przez takie czy inne ułomności nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za swoje życie, a więc także za życie małżeńskie. On jest do tego niezdolny. I to jest zrozumiałe. Pan Jezus mówi dalej, że są tacy, których ludzie takimi uczynili. Ludzie uczynili innych niezdolnymi do zawarcia małżeństwa.

To jest dzisiaj sprawa niezmiernie aktualna. Iluż ludzi wysila się, żeby uczynić bliźnich niezdolnymi do małżeństwa przez ich wykoślawianie, przez ich zdemo­ra­lizowanie. Przez taki brak wychowania, że człowiek nie jest zdolny podjąć żadnej odpo­wie­dzialności. Jak wielka jest odpowiedzialność każdego z nas za kształ­­towanie i wy­cho­wanie innego człowieka.

I wreszcie mówi Pan Jezus, że są tacy, którzy dla królestwa Bożego pozostają bez­żenni. Czyli stwierdza, że On wybiera sobie konkretnego człowieka i powołuje go na taką drogę. To jest też prawo Boga. Przez świat przechodziła i przechodzi fala fał­szy­wej troski i obłudnego pochylenia się nad biednym człowiekiem: kapłanem czy siostrą zakonną. I na­gle wszyscy przypominają sobie o prawie natury. Jak on czy ona nienaturalnie żyje! Tym­czasem Pan Bóg bardzo wyraźnie określa to, co ma być w życiu człowieka. I Pan Bóg bardzo konkretnie wybiera kogoś dla siebie i przeprowadza go swoją drogą.

Moi Drodzy, trzeba, abyśmy to sobie nieustannie przypominali. Dla nas, obecnych dzisiaj na Eucharystii, jest wielką łaską, że przychodzimy, stajemy w pokornej postawie i słuchamy słowa Bożego. I każdy z nas może siebie zapytać i może sobie powiedzieć prawdę. Jaki ja jestem? Ile we mnie jest faktycznego wcho­dze­nia na drogę Bożego błogosławieństwa, na drogę swojego szczęścia? A ile jest chodzenia drogą mojego przewrotnego serca? Ile jest zachowania prawa, które dał mi Stwór­ca? Prawa, które jest w mojej naturze? A ile jest własnych wymysłów, złudzeń, które mnie prowadzą na drogę zatraty?

Trzeba Panu Bogu niesamowicie dziękować, że mamy taką możli­wość. To jest droga błogosławieństwa. Oto niedziela. Pan Bóg wyznaczył taki dzień, gdy mamy przyjść na Eucharystię, i zostawił swoje słowo. Pan Bóg nas nie­us­tannie poucza. Jak patrzymy uczciwie, to widzimy, jak tego potrzebujemy, jak zatwar­działość naszego serca ciąży na każdym z nas. Trzeba nieustannie Pana Boga słuchać. Jeżeli jesteśmy świadomi, że mamy taki nieszczęsny zwyczaj oddalania się od Boga, że mamy zwyczaj chodzenia za przewrotnością swojego zatwardziałego serca, jakąż jest łaską, że możemy przyjść do Jezusa. Jakąż jest łaską, jeżeli przychodzę w sposób nie­obłud­ny. Jeżeli naprawdę chcę usłyszeć, co On do mnie mówi. Jaką jest łaską, jeśli pytam pow­tórnie wtedy, gdy nie mieści mi się w głowie, co On do mnie mówi. Pytam, żeby mi Jezus jesz­cze raz powiedział, żeby mi potwierdził, żebym był pewny, że choć moje serce, mój ro­zum, moje myśli, uczucia czy pożądania mówią mi coś innego, to prawda należy do Boga. I że w mojej naturze stworzenia jest również ta możliwość, że ja mogę twardo sta­nąć wobec swoich wymysłów, swoich uczuć, swoich emocji czy pożądań i że mogę wy­brać drogę Bożego błogosławieństwa z całą stanowczością. Że to jest wielki przywilej mojej ludzkiej natury.

Dlatego dziękujmy Bogu, za Jego niesamowitą pokorę, za Jego wierne pochyla­nie się nad każdym z nas. I prośmy Go zgodnie z tym, co śpiewaliśmy: „Niechaj nas zawsze Pan Bóg błogosławi”. To znaczy: ja proszę, Panie Boże, pomóż, abym zaw­sze umiał być tak odpowiedzialny i tak mądry, i tak roztropny, abym wchodził na drogę Twojego błogosławieństwa. Żebym wchodził na drogę szczęścia, które Ty w swej miłości przygotowałeś dla mnie. Żebym był na tyle mądry, abym nie słuchał przewrotności swo­jego serca. Żebym umiał wybrać to, co Ty dla mnie przygotowujesz.