Bóg przychodzi do człowieka, ks. Szymon Nosal


Czy w czasie wakacyjnego odpoczynku lub w nawale naszych codziennych spraw i obowiązków możemy spotkać Boga? Czy w świecie, gdzie panuje nauka, technika, w świecie spalin i smogu, w którym zaczyna brakować miejsca nawet dla człowieka, możemy spotkać Boga? Tak, możemy! Bóg bowiem nie przychodzi w boskiej postaci. Przychodzi jako człowiek, może jako przyjaciel, ale także jako obcy, jako obcokrajowiec, ubogi. Najczęściej przychodzi nieoczekiwanie i może nie tak, jak tego oczekujemy. Gdy zechce, przychodzi niepostrzeżenie. Może przyjść w każdym czasie, może nawet dziś, w postaci biedaka potrzebującego pomocy czy człowieka rozdartego rozmaitymi problemami, szukającego kogoś, kto by mu poradził albo przynajmniej cierpliwie wysłuchał, pozwolił się wygadać. Czy przyjmiemy przychodzącego do nas Boga? Czy zaprosimy Go jak Abraham do swojego namiotu, do swojego domu?

Gość w dom – Bóg w dom! To piękne polskie przysłowie potwierdza się w dzisiejszym pierwszym czytaniu i w Ewangelii. Abraham czuwał przed namiotem, a gdy zauważył wędrowców, zaprosił ich do siebie. Przez to zaproszenie i swoją gościnność zaprasza i przyjmuje samego Boga. Przecież nie wiedział, siedząc u wejścia do namiotu, kim był ów nieznajomy człowiek, a raczej trzy osoby, a mimo to je zaprosił. Pokłoniwszy się im głęboko, rzekł: „O Panie, jeśli jestem tego godzien, racz nie omijać swego sługi!”. Nie pozwolił przejść obok bez wyświadczenia mu posługi.

Podobnie i Marta, gospodyni domu z dzisiejszej Ewangelii, wraz ze swoją siostrą, goszcząc u siebie Jezusa, przyjmują samego Boga. Bóg bowiem zawsze jest w drodze do człowieka, ale człowiek musi Go zaprosić do siebie, a nawet nalegać, aby wstąpił. W przeciwnym wypadku jego dom, czyli jego życie, pozostanie puste i ubogie. Bóg przychodzi często w niewygodnym dla nas czasie i nie w takiej postaci, w jakiej Go oczekujemy. Dlatego musimy czuwać, aby Go zauważyć i rozpoznać, zaprosić i usługiwać Mu.

1. Zauważyć

Nie jest łatwo zauważyć Boga w drugim człowieku, zwłaszcza gdy on swoim zachowaniem odpycha od siebie. W człowieku bezdomnym, opuszczonym, z nałogami i uzależnieniami trudno dojrzeć Boga. A jednak sam Chrystus utożsamia się z nim i będzie nas kiedyś sądził z tego, czy potrafiliśmy Go w nim dostrzec i rozpoznać.

Znamy dobrze św. Alberta Chmielowskiego. Człowiek bardzo zdolny, wykształcony, bohater powstania styczniowego, dobrze zapowiadający się artysta malarz całkowicie poświęca się krakowskim biedakom. Idzie do nich, do miejskiej ogrzewalni, by stworzyć dla nich dom. Zamieszkuje z najbiedniejszymi z biednych. Z wyrzutkami społecznymi, z nędzą fizyczną i moralną Krakowa. Dlaczego? Bo dostrzegł w nich i rozpoznał cierpiącego Chrystusa i jak św. Paweł dopełniał „braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”.

2. Zaprosić

Kto zaprasza i przyjmuje do swego domu gościa, ten jest wprawdzie początkowo obdarowującym, ale w rzeczywistości sam staje się obdarowanym. Abraham zaprasza i przyjmuje do swego domu Boga i zostaje nader obficie obdarowany, bo otrzymuje obietnicę, że za rok będzie miał syna. Podobnie Marta i Maria z dzisiejszej Ewangelii. Jezus pozwala się im obdarowywać, ale „tylko jednego potrzeba” – powiedział. Daru, który On przynosi i którym jest On sam.

Jezus nie przyszedł na świat, aby Mu służono, lecz aby służyć swoim słowem i całym swoim życiem. Jezus jest Słowem w tym, co mówi, i w tym, co czyni lub przez co cierpi. Słuchanie i przyjęcie tego Słowa, czyli nauki Chrystusa, to jest właśnie to „jedno potrzebne”. Bo w życiu najważniejsza jest miłość Boga ponad wszystko, a bliźniego swego jak siebie samego. Tej miłości nam potrzeba, bo bez niej wszystko inne stanie się nieważne i daremne.

3. Usługiwać

Zbójcy przyszli pod mury franciszkańskiego klasztoru i poprosili zakonników, aby dali im chleba. „Zbójcom nie dajemy chleba” – powiedziało kilku braci, ale inni dali im chleb i to, czego potrzebowali. Kiedy św. Franciszek przyjechał do tych braci, zapytali go: „Czy mamy dawać zbójcom chleb, czy też nie?”. Franciszek rzekł: „Róbcie, co wam powiem! Przynieście chleb, wino i obrus. Pójdziemy do lasu, aby nakryć zbójcom stół. Jeśli Bóg nakrywa nam wciąż na nowo nasz stół, to my także musimy zrobić to samo dla innych”. Kiedy dotarli do lasu i znaleźli ładne miejsce, rozłożyli swoje skarby i zawołali: „Bracia zbójcy, przyjdźcie do nas. Nakryliśmy dla was stół z chlebem i winem”. Zbójcy zdziwili się, słysząc to zaproszenie. Przyjęli je i siedli przy stole, który był nakryty na ziemi. Franciszek i zakonnicy obsługiwali zbójców. Opowiadali różne historie, śmiali się i żartowali razem z nimi. Po posiłku bracia odmówili krótką modlitwę dziękczynną. Poprosili zbójców, by nie wyrządzali oni już krzywdy innym ludziom. „Jesteśmy gotowi podzielić się z wami naszym jedzeniem. Będziemy do was przychodzili i nakrywali wam stół” – powiedzieli bracia franciszkanie. Następnego dnia przynieśli do lasu chleb, wino i kilka ryb. Zbójcy dziwili się, ale z chęcią pozwolili się obsługiwać zakonnikom. „Gdybyście pracowali i pomagali innym, wtedy wasze życie nabrałoby sensu i byłoby o wiele piękniejsze” – powiedzieli bracia. Zbójcy nic na to nie odpowiedzieli. Ale po kilku dniach zaczęli przynosić zakonnikom drewno. Dzięki tej przyjaźni wszyscy stopniowo zmieniali swoje życie, a niektórzy zbójcy nawet wstąpili do wspólnoty franciszkanów (Willi Hoffsümmer: Chleb dzielony ze zbójcami, 75 z 229 krótkich opowiadań, s. 60).

To dzielenie się jedzeniem ze zbójcami i usługiwanie im przez braci zakonnych wydało i dla jednych, i dla drugich piękne owoce. Zakonnicy pogłębili w sobie miłość bliźniego, a zbójcy stali się dobrymi ludźmi. Usługiwać bowiem drugiemu człowiekowi to usługiwać samemu Bogu. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci, Mnieście uczynili” – mówił Pan Jezus. I my czyńmy podobnie. Służąc innym chlebem, czasem, swoją pracą, dobrą radą i słowem – służyć będziemy samemu Bogu, a Bóg nas stokrotnie nagrodzi już tu, na ziemi, i kiedyś na wieki w niebie.