Aspekty powołania, ks. Janusz Mastalski


W jednym z dokumentów Soboru Watykańskiego II możemy przeczytać: „osobliwą rację godności ludzkiej stanowi powołanie człowieka do uczestniczenia w życiu Boga. Człowiek już od samego swego początku jest zapraszany do rozmowy z Bogiem” (Gaudium et spes). Każde powołanie jest takim właśnie zaproszeniem. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam aspekty tego otwarcia się Boga na człowieka. Niestety, współczesny świat ucieka od Stwórcy, upatrując w Nim potencjalnego wroga, a w konsekwencji zniewolenia. Jakże wielu w Europie nie chce pamiętać o swoich chrześcijańskich korzeniach. Można wręcz powiedzieć, że nie ma mody na życie religijne. Nie jest to tylko problem Zachodu. Także w Polsce obserwuje się stopniowe dystansowanie się od Boga, religii i Kościoła. A przecież codziennie powtarza się scena z dzisiejszej Ewangelii: Chrystus „przechodzi” obok nas, zapraszając do wspólnej drogi. Przyjrzyjmy się więc bliżej temu powtarzającemu się zaproszeniu.

Na początku działalności Jezus mówi do Szymona i Andrzeja: „Pójdźcie za Mną” (Mt 4). Jest to wyraźnie skierowane zaproszenie do prostych rybaków. Jednocześnie jest ono bardzo dziwne i niespodziewane. Można w tym sposobie powoływania odnaleźć ważną prawdę: wola Boża przychodzi wielokrotnie w sposób niespodziewany. Bóg wyraźnie przemawia do człowieka w sytuacjach codziennych, prozaicznych (często przy zwykłych pracach). Nieprawdą jest, że z Bogiem można spotkać się tylko na modlitwie! Głos Stwórcy może brzmieć szczególnie wyraźnie przy zwykłych domowych czynnościach. Może to być przelotna myśl towarzysząca praniu czy gotowaniu. Jakże nie przytoczyć tu przykładu młodego małżonka, który nigdy nie potrafił podziękować za poświęcenie swojej żony. Kiedy jej zabrakło (wyjechała na kilka dni na badania), gdy gotował obiad, zrozumiał, jak bardzo w domu brakuje żony i matki. Opowiadał później ze łzami w oczach, że dopiero wtedy pojął, jak krzywdził tak oddaną mu kobietę. I właśnie w tym „zrozumieniu” było na nowo odczytane powołanie do bycia mężem.

Analizując powołanie Szymona i Andrzeja, nie można nie zauważyć także słów: „uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4). Różnie można interpretować to przesłanie. Nie da się jednak przemilczeć faktu, że Jezus do rybaków przemówił ich językiem! Można więc powiedzieć, że doskonale ich rozumiał; ich życie codzienne, ich problemy. Każdy z nas może to potwierdzić – łatwiej podejmuje się decyzje pod wpływem kogoś, kto nas rozumie. Apostołowie nie zastanawiali się długo nad sensem słów Chrystusa – „natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mt 4). Fascynacja Mistrzem z Nazaretu, który zna nasze problemy, ułatwia wierność na chrześcijańskiej drodze zbawienia. Jeśli rzeczywiście chcemy odpowiedzieć na zaproszenie Jezusa, tak jak to uczynili apostołowie, musimy Jemu uwierzyć, zaufać! Ktoś może powiedzieć: ale z tego chleba nie będzie. Cóż z tego, że będę przestrzegał przykazań, jak zarabiać i tak trzeba. Niewątpliwie w tym stwierdzeniu jest wiele racji, ale mimo wszystko jest to półprawda. Z bliskości Boga nie będzie pieniędzy, ale może powstać nadzieja na umiejętne i uczciwe ich zarobienie. W czasach bezrobocia i nieuczciwości musimy uwierzyć w Jezusową obecność i miłość. Trzeba wyrzucić ze swojego języka stwierdzenie, że nauka Boża jest nieżyciowa. Gdyby Szymon i Andrzej nie obdarzyli kredytem zaufania Jezusa, nigdy nie zostawiliby swojej pracy. Jakże więc aktualne staje się zawołanie św. siostry Faustyny: „Jezu, ufam Tobie”.

Jest jeszcze jeden moment w powołaniu każdego człowieka. Ewangelista zanotował, że Jezus „obchodził całą Galileę, nauczając [...], głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby” (Mt 4). Widać więc, że Chrystus pokazał uczniom, jak powinna wyglądać realizacja ich powołania. Stał się przykładem (nie tylko dla apostołów) konsekwentnego kroczenia drogami ewangelicznej miłości. Pokazał drogę stawania się darem dla innych. We współczesnym świecie naśladowanie tej postawy nie jest łatwe. Powołanie do stawania się darem niesie ze sobą wiele obciążeń i przeciwności. Najbardziej widoczne jest ono w relacjach rodzice–dzieci, gdzie coraz częściej następuje niebezpieczne rozejście się tzw. interesów, a cała rodzina staje się krzyżem. Można przytoczyć w tym miejscu tekst jednej z psychoterapeutek (Dorothy Law Nolte), która o powołaniu do bycia rodzicem napisała w następujący sposób:

Dziecko krytykowane uczy się potępiać, a otoczone wrogością uczy się agresji. Dziecko żyjące w strachu uczy się lękliwości, a doświadczające litości uczy się rozczulać nad sobą. Dziecko wyśmiewane uczy się nieśmiałości, a otoczone zazdrością uczy się zawiści. Dziecko zawstydzane uczy się poczucia winy. Zaś dziecko zachęcane uczy się wiary w siebie, otoczone wyrozumiałością uczy się cierpliwości, a chwalone wdzięczności. Dziecko akceptowane uczy się kochać, a otoczone aprobatą uczy się lubić siebie. Dziecko darzone uznaniem uczy się, że dobrze mieć cel, a żyjące w otoczeniu, które potrafi się dzielić, uczy się hojności. Dziecko traktowane uczciwie uczy się prawdy i sprawiedliwości, a żyjące w poczuciu bezpieczeństwa uczy się ufności. Dziecko otoczone przyjaźnią uczy się radości życia.

W jakim otoczeniu żyje twoje dziecko?

Pod słowo „dziecko” można podłożyć zamiennie wyrazy: mąż, żona itp. Realizacja powyższych wskazań może stać się skalą realizacji powołania, którym obdarzył nas Jezus. Każdy z nas jest bowiem powołany, aby tak jak On nauczać, głosić i leczyć. Obyśmy umieli zostawić wszystko i iść za Mistrzem z Nazaretu!