Wiara warunkiem wolności, ks. Piotr Andryszczak


Raz po raz obok obelg, przekleństw i oszczerstw słyszymy słowa piękne i wzniosłe. Tak dzieje się w życiu osobistym, kiedy ktoś wyznaje drugiej osobie dozgonną miłość. Podobne zjawisko zachodzi w życiu społecznym, gdy polityk za pomocą górnolotnych deklaracji i solennych obietnic, mających wreszcie przychylić nam nieba, dąży do pozyskania stronników. Słowa służą jednak nie tylko do wyrażania myśli. Za ich pośrednictwem można stosunkowo łatwo prowadzić skuteczną manipulację. Jest ona tym prostsza, im trafniej umie się rozpoznać potrzeby słuchaczy i mówić im właśnie to, co w danej chwili chcą usłyszeć. A ludzie chcą się podobać innym. Jeśli więc ktoś potrafi im umiejętnie powtarzać, jak są wspaniali, urodziwi i mądrzy, to przy niewielkim wysiłku staje się panem dostarczającym swym niewolnikom tego chleba, którego najbardziej pragną.

Jedną z dróg utraty wolności jest nieustanna chęć robienia wszystkiego w celu uzyskania aprobaty otoczenia. Toteż przestroga św. Pawła z drugiego czytania także dzisiaj zachowuje swoją aktualność: „Gdybym (...) ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa”. Ewangelia wskazuje nam drogę wyjścia z niewoli ludzkiej opinii. Setnik zasłużył na wyjątkową pochwałę, ponieważ był człowiekiem żyjącym w prawdzie. Wiedział doskonale, kim jest w stosunku do Mistrza z Nazaretu, i dlatego prosił go: „Panie, (...) nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. (...) Lecz powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony”. Z drugiej jednak strony nie pomniejszał siebie. Wiedział, że jest dowódcą i że ma pod sobą żołnierzy, którzy muszą wiernie wykonywać jego rozkazy. Taka postawa nie wzięła się znikąd. Czytamy bowiem, że zbudował Żydom synagogę, a więc cenił wartości religijne. Dlatego też był gotów na spotkanie z najwyższą religijną wartością – Jezusem, Bogiem-człowiekiem. Ludzie go wprawdzie chwalili, ale nie za schlebianie im, lecz za postępowanie wedle właściwie ustawionej hierarchii wartości. To ona i tylko ona jest w stanie zdobyć uznanie w oczach Bożych: „Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu”.

Jeszcze dziś słyszymy echo oświeceniowej ideologii, zgodnie z którą wiara religijna czyni człowieka niewolnikiem przesądu i kościelnej instytucji. Tymczasem dzięki wierze możemy naszą nieustannie zagrożoną wolność skutecznie zabezpieczyć. Kto umie spojrzeć na siebie w prawdzie i wie, kim jest zarówno wobec Boga, jak i w stosunku do innych ludzi, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że wiara czyni go odpornym na presję opinii publicznej i manipulację zręcznych demagogów. Mamy „bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29). Kto kieruje się odwrotną zasadą, traci wolność i zamienia się w żałosne widowisko. Widać to zarówno w przypadku osób, które nie wiedziałyby, co mają myśleć na dany temat, gdyby nie ukazała się ich gazeta, jak i w sytuacji tych, którzy tak dalece zależą od tego, co o nich sądzą inni, że najlżejszą życiową porażkę przeżywają jak całkowitą i ostateczną klęskę. W tym należy szukać źródła wielu załamań nerwowych i chorób psychicznych.

Wiara czyni człowieka mocnym. Ona również, budując prawdziwą hierarchię rzeczy i spraw, pozwala zachować zdrowy dystans, albowiem wie, że jedynym, co powinno nas śmiertelnie niepokoić, jest grzech śmiertelny. On bowiem zamyka przed nami perspektywę wiecznego szczęścia. Słowa setnika powtarzamy podczas każdej Mszy św. Kiedy będziemy to czynić dzisiaj, podziękujmy Bogu za wiarę, która stanowi nasz kręgosłup duchowy. Bez niego utracilibyśmy wolność. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Świat chce nas ukształtować na obraz i podobieństwo swoje, ujarzmiając nasze dusze. Tak to już bowiem jest, że jeśli ktoś nie słucha Boga, to słucha byle kogo.