Czego szukamy w Kościele?, ks. Janusz Mastalski


Georege Weigel, najsłynniejszy biograf Jana Pawła II, pisał we wspomnieniach:

Życie każdego z nas przebiega torami, które wyznacza nam rodzina, z której pochodzimy, wrodzone zdolności, wykształcenie, zainteresowania i nawyki. Karol Wojtyła, papież Jan Paweł II, był człowiekiem, którego życie potoczyło się wyjątkowo szerokimi torami. Zapamiętamy go jako najbardziej widoczną postać w dziejach – jeszcze nikogo nie oglądało «na żywo» tak wielu ludzi. Miał jednak głęboko zakorzenione poczucie prywatności oraz staromodne, wręcz dworskie, maniery. Żarliwość jego wiary zainspirowała dziesiątki milionów ludzi. Był jednak mistykiem, który nie potrafił opisać swoich najbardziej dogłębnych doznań religijnych. Można go uznać za najlepiej poinformowanego człowieka na świecie, jednak rzadko czytywał gazety. Wywarł głęboki wpływ na kończący się wiek dwudziesty, jednak żywił przekonanie, że to kultura, a nie polityka czy ekonomia, jest siłą napędową historii. Wysoko cenił spontaniczną, ludową pobożność, jednak był światowej klasy intelektualistą o nienasyconej ciekawości najnowszych tendencji w filozofii i literaturze. Rytm jego życia wyznaczała modlitwa. Za najlepszy czas uznawał godzinę prywatnych modłów i medytacji w kaplicy przed poranną mszą. Odwiedzający mogli usłyszeć jego pacierze, które przybierały postać westchnień, kiedy odbywał tam rozmowy z Bogiem – bez słów. Poza mszą i liturgią godzin słychać było jego modlitwy, kiedy chodził na spotkania lub z nich wracał, przechadzał się w ogrodach watykańskich lub odpoczywał po obiedzie w ogrodzie na dachu Pałacu Apostolskiego w Watykanie, gdzie mieszkał.

Przykład Ojca Świętego pokazuje nam, że można odnaleźć odpowiedź na dzisiejsze pytanie Jezusa: „Czego szukacie?” (J 1). Jan Paweł II chciał jednego – bliskości z Chrystusem. Nasuwa się więc pytanie o to, czego współczesny człowiek powinien chcieć od Boga? Dzisiejsza Ewangelia daje konkretne odpowiedzi.

Współczesny człowiek potrzebuje na nowo zachęty, aby pójść za Chrystusem. W tym lakonicznym zawołaniu: „Chodźcie, a zobaczycie” zawarta jest zachęta do aktywności. W czym ona powinna się przejawiać? 

Leonardo da Vinci (1452–1519), malując swoją słynną wieczerzę, miał tylko jeden cel przed oczyma, aby obraz ten prowadził ludzi do Chrystusa. Ale na wystawie – jak na ironię – wszyscy podziwiali mały okręcik, który był widoczny w dalekim tle. Trzy tygodnie potrzebował mistrz na namalowanie tego okrętu. Nie zważając jednak na włożoną pracę, zaraz pierwszego dnia wziął obraz „do poprawki” i okręt po prostu zamalował. Był zdania, że nic nie może odwracać wzroku od Chrystusa.

Pointa tego opowiadania jest jasna. Aktywność człowieka musi być ukierunkowana na samego Boga. Nic nie może przesłaniać Bożej wszechmocy i dobroci. Zatem człowiek współczesny powinien się niejako domagać od Boga jasnego wskazania przeszkód w tym konsekwentnym dążeniu do Niego. Musi to czynić na modlitwie, umiejętnie słuchać innych ludzi i wreszcie poprzez naukę na własnych błędach.

Istnieje także drugi ważny element dotyczący oczekiwań wobec Boga. Ewangelista zapisał, że uczniowie nie tylko poszli za Jezusem, ale „pozostali u Niego”.  Współczesny człowiek szuka miejsca, w którym będzie czuł się bezpiecznie. Niewątpliwie takim miejscem, które wskazuje Bóg, jest świątynia. Jednak nie jest to łatwe, by pozostać w niej. Aby pozostać u Pana, potrzebna jest wierność, która motywuje do wytrwania.

Dobrze tę prawdę ilustruje pewne autentyczne zdarzenie. Na uroczystym przyjęciu znaleźli się razem wielki fizyk Albert Einstein i kardynał Michael Faulhaber, arcybiskup Monachium. Profesor, chcąc zaskoczyć księcia Kościoła, postawił mu pytanie: „Ciekawym, co by eminencja zrobił, gdyby matematyka precyzyjnie dowiodła, że Boga nie ma”. „Czekałbym cierpliwie, aż matematycy znaleźliby swój błąd” – odparł spokojnie kardynał.

Wierność Bogu wymaga więc od człowieka pewności, która jest otwarciem się na Bożą prawdę. Może niektórzy patrzą na Kościół i Pana Boga przez pryzmat bardziej lub mniej sprawdzonych wiadomości na temat duchownych. Inni, gorsząc się skandalami, szukają pretekstu do religijnej „letniości”. Trzeba więc prosić Boga o dar prawdziwej, żywej wiary, dzięki której nie będzie pokus odejścia.

Niech przykładem takiej prośby będą słowa modlitwy św. Efrema:

Panie, Jezu Chryste,
Ty, który masz władzę nad życiem i nad śmiercią,
Ty, który znasz najskrytsze tajemnice,
oczyść mnie
pod swoim spojrzeniem
ze zła, które w skrytości serca uczyniłem.

Spójrz, moje życie przemija z dnia na dzień,
a moje grzechy są coraz liczniejsze.
O Panie, Boże dusz i ciał,
Ty wiesz, jak wielka jest słabość
mej duszy i ciała.
Dodaj mi, Panie, sił w mej słabości
i wesprzyj mnie w strapieniu.

Obdarz mnie wdzięcznym sercem,
które zawsze będzie pamiętać o Twoich dobrodziejstwach,
O Panie nieskończonej dobroci!
Nie wspominaj mych rozlicznych grzechów
i zapomnij o mej niewierności.

Panie, choć niegodny, wielbię Cię i oddaję Ci cześć,
okazałeś mi bowiem bezgraniczne miłosierdzie.

Byłeś mym obrońcą i wspomożeniem.
Niech imię Twoje będzie wiekuiście błogosławione!
Boże nasz na wieki wieków.