Świątynia, ks. Kazimierz Skwierawski


Jak słyszeliśmy przed chwilą, już w czasach Jezusa obchodzono w Jerozolimie uroczystość poświęcenia świątyni; wspominano dzień, w którym ta chluba i duma narodu żydowskiego została odbudowana. Przechodziła ona bowiem – jak wiele świątyń na ziemi – różne koleje losu: okradano ją, niszczono, a nawet burzono, tak że trzeba było ją odbudowywać i na nowo poświęcać Bogu. Świątynia jest szczególnym miejscem, bo chociaż cała ziemia należy do Pana i jest podnóżkiem Jego stóp (por. Iz 66,1), to z woli Boga są na niej miejsca wybrane, służące jednoczeniu się Stwórcy z człowiekiem w sposób szczególny – poprzez oddawanie należnej Bogu czci. Taka jest istotna funkcja każdej ziemskiej świątyni.

Dzisiejsze czytania mówią nam o tym bardzo wyraźnie. Już prorok Izajasz zapowiada, że Pan Bóg będzie w niej przyjmował ofiary składane Mu przez ludzi. Głębokie przekonanie o tym miał człowiek od zarania dziejów i starał się poprzez składane w świątyni ofiary wyrazić wdzięczność i uwielbienie Bogu. Zaś w drugim czytaniu była wspomniana ofiara Abla, która skończyła się, jak wiemy, przelaniem bratniej krwi. Ofiara ta została przyjęta. „Krew brata twegopowiedział Bóg do Kainagłośno woła ku Mnie z ziemi!” (Rdz 4,10). Znamy te słowa, tylko jakże często umykają one naszej religijnej wrażliwości. Wydaje się nam bowiem, że głos skierowany z ziemi do Boga jest tylko pustym dźwiękiem i nie dociera do adresata. Tymczasem wszystko dzieje się na oczach Bożych: nasze czyny, poruszenia serc i wszystkie słowa są bardzo dobrze widziane i słyszane, a Bóg nigdy nie pozostaje wobec nich obojętny; przeciwnie, zawsze pragnie z całą otwartością i ogromną miłością na nie odpowiedzieć. Przyjmując ofiarę Abla, Bóg wychodzi równocześnie naprzeciw Kaina, bo także go miłuje i pragnie jego nawrócenia, a nie zatraty.

Każda świątynia jest miejscem, w którym Bóg spotyka się z człowiekiem, i to zarówno z tym, który z wielką żarliwością dąży do świętości, jak i z tym, który na swojej drodze ku Niemu jest pełen załamań i wewnętrznych konfliktów. Bóg nie zniechęca się mimo zatwardziałości ludzkiego serca. I możemy śmiało powiedzieć, że On nieustannie się trudzi, aby nas uleczyć i zbawić.

A jak się trudzi, to widzimy najlepiej na przykładzie Jego Syna. Autor Listu do Hebrajczyków podkreśla, że ofiara Chrystusa „przemawia mocniej niż [krew] Abla” (12,24). Syn Boży przychodzi na ziemię i staje się jednym z nas. Tym samym realizuje się zapowiedź Izajasza, że na każdym miejscu ziemi będzie Bogu składana ofiara, która zostanie przez Niego przyjęta. Prorok Malachiasz dopowie, że będzie to ofiara czysta, czyli taka, jakiej Bóg pragnie i oczekuje.

Jezus nie tylko poucza: „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec” (J 4,23), ale czyni to, składając ofiarę z siebie. To właśnie Jego krew, przelana za nas, jest zawsze przyjmowana przez Ojca. Każda katolicka świątynia jest miejscem, w którym ofiara Jezusa w sposób sakramentalny jest uobecniana i nieustannie trwa. Ilekroć gromadzimy się na Eucharystii i rzeczywiście jednoczymy się z Chrystusem, On przedstawia Ojcu nasze prośby, a Jego krew głośno woła za każdym z nas.

W ostatnią niedzielę października wspominamy poświęcenie świątyni, w której się gromadzimy. Chcemy przez to podziękować Bogu za to, że Jego nieustanne dążenie do spotkania z człowiekiem zaowocowało tym miejscem, w którym lepiej słyszymy głos idący ku nam z głębi Trójcy Świętej i pełniej odczuwamy miłujące serce Boga.

Dziękujmy więc za świątynię, gdzie Bóg mówi do nas bardzo wyraźnie, wcale się nie zrażając, że często tego słowa nie przyjmujemy. Autor Listu do Hebrajczyków pisze: „Nie przystąpiliście bowiem do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy Go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił” (12,18-19). Bóg, objawiając się w Starym Testamencie, budził zawsze trwogę, dlatego lud prosił, by przemawiał do niego przez swoich posłańców i proroków. Ojciec odpowiedział na tę prośbę w niezwykły sposób przez swojego Syna. Zbliżył się do człowieka z niezmierną łagodnością i życzliwością, bo wie, że w nas jest wiele paraliżującego lęku. Dlatego nieustannie zapewnia o swojej miłości i życzliwości, w którą my jednak ciągle powątpiewamy.

Dziękujmy Jezusowi, że nie zraża się brakiem naszego zawierzenia. Dziękujmy Mu za każde słowo i czyn nieustannie kierowane do naszego serca oraz za nadzieję, że je przyjmiemy i na nie odpowiemy, i to w sposób konkretny i zdecydowany.

Dziękujmy też za każde przebaczenie, które otrzymujemy właśnie w świątyni. Wiemy bowiem, jak często zaliczamy się do owiec, które nie tylko nie słuchają, ale nawet nie chcą słyszeć o tym, co Bóg do nich mówi. Podobają się nam jedynie nasze plany, które za wszelką cenę usiłujemy zrealizować. A nawet gdy usłyszymy, co Bóg nam radzi – i nam się to podoba! – nie umiemy tego wprowadzić w życie, bo jest w nas za mało ufności do Niego. Ale skoro tylko potrafimy zdobyć się na szczerość, uczciwość i odwagę, by wreszcie przyznać się i powiedzieć Bogu: „Tak, jestem grzesznikiem, znowu okazałem się słaby, ale w tej słabości coraz lepiej widzę, że Cię potrzebuję, i dlatego przychodzę i błagam o Twe przebaczenie, bo już nie mam złudzeń co do własnego grzesznego postępowania” – zaraz doznajemy uzdrawiającego przebaczenia.

Dziękujmy też za to, że Bóg nieustannie próbuje budować więź miłości i przyjaźni z człowiekiem, bo chce być blisko nas; dlatego pozostał w Najświętszym Sakramencie i możemy Go adorować w każdej świątyni. Jakże niesamowitą obietnicę zostawił Jezus tym, którzy słuchają Jego słowa: „Nie zginą [...] na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. [...] I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca” (J 10,28.29).

Bóg zachęca nas, żebyśmy traktowali Jego rękę nie jak tę, która niewoli i więzi, ale jako dłoń kochającą, przygarniającą i umacniającą. Każdy nosi w sobie wspomnienie choćby jednego uścisku dłoni, który był bardzo ważny i znaczący, który wspierał go w danej sytuacji i dodawał sił do pokonywania trudności. Taki uścisk dłoni Bóg chce między nami a sobą wymieniać. I w każdą niedzielę możemy tego doświadczyć, bo On podaje nam dłoń prowadzącą „do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego” (Hbr 12,22), a więc do świątyni, która sięga nieba.

Choć tego nie widzimy, to przecież tu jest Bóg, są aniołowie i święci – wszyscy życzliwie pochyleni nad nami. Kiedy przychodzimy do świątyni na Eucharystię, to Bóg słucha. Słuchają też aniołowie i święci, bo oni stale oddają cześć i uwielbienie ofierze Chrystusa i są też wyczuleni na każdego, kto się do niej przyłącza. Jesteśmy bowiem tymi, którzy zmierzają tą samą drogą: trudzą się, upadają, wstają i idą dalej, by dojść tam, gdzie oni już są. Oto niezwykła perspektywa, która sięga domu Ojca, z którego kiedyś wyszliśmy. Dlatego świątynia jest miejscem, które ukierunkowuje nas na spotkanie z Bogiem, byśmy kiedyś mogli tam dojść i ujrzeć Go twarzą w twarz.

Za to wszystko w sposób szczególny dziękujmy dzisiaj Bogu.